Oceń ten post

Dziś warto przypomnieć słowa, które padły niemal natychmiast po wyniesieniu na Stolicę Piotrową Karola Wojtyły: największy z rodu Polaków. Słowa te, niesione w sercach milionów, nie były i nie są tylko wyrazem podziwu – są stwierdzeniem faktu. Papież Jan Paweł II stał się dla Polski kimś więcej niż duchowym przewodnikiem. Był symbolem siły ducha, wiary, mądrości i pokoju.

Książka Adama Bujaka i Jolanty Sosnowskiej „Największy z rodu Polaków”, wydana z artystycznym rozmachem przez Biały Kruk, to coś więcej niż biografia. To hołd, dokument i przeszywające wspomnienie, splecione ze wzruszającymi fotografiami Adama Bujaka – artysty, który jak nikt inny potrafił uchwycić ducha świętości i majestatu Papieża Polaka.

Współautorka prowadzi czytelnika przez życie Karola Wojtyły od dzieciństwa, poprzez młodość w cieniu wojny, czasy formacji duchowej i kapłaństwa, aż po niezrównany pontyfikat – epokę, która zmieniła świat. Czyni to z wyjątkowym wyczuciem i głęboką znajomością zarówno osoby, jak i epoki. W książce znajdują się nie tylko opisy faktów – to prawdziwa opowieść o człowieku, którego życie było służbą Bogu i Ojczyźnie.

Jest to również odpowiedź na kłamstwa i oszczerstwa, które dziś coraz częściej kierowane są w stronę św. Jana Pawła II – właśnie w Polsce, jego umiłowanej ojczyźnie. Gdy poza granicami kraju jego imię nadal przywołuje szacunek i wdzięczność, w Polsce szerzy się kampania odzierania narodu z pamięci i tożsamości.

Lektura tej książki przywraca prawdę i godność. Wobec tej niezwykłej publikacji nie sposób przejść obojętnie – to wezwanie do pamięci i do obrony dziedzictwa.

Solidne wydanie, przemyślana konstrukcja, niezwykłe zdjęcia i prawda zapisana słowem – to książka, którą powinien mieć każdy Polak w swoim domu. To pamiątka, dokument i modlitwa w jednym.

Książkę można nabyć w księgarni wydawnictwa Biały Kruk:
https://bialykruk.pl/ksiegarnia/ksiazki/najwiekszy-z-rodu-polakow

Fragment z książki:

ON JEST NAM WCIĄŻ BARDZO POTRZEBNY, NIEZBĘDNY!

Jak pokazują zdjęcia Adama Bujaka, szczególnie z początku pontyfikatu (sprzed zamachu 13 maja 1981 r.), młody Papież przemieszczał się swobodnie, także na piechotę, pośród zgromadzonych na Placu św. Piotra lub w Castel Gandolfo. Nikomu nie wydawało się wówczas, że jest wyniesioną wysoko na piedestał osobistością, niedostępną i ledwo z dołu widoczną. Wprost przeciwnie; był dosłownie na wyciągnięcie ręki. Osobisty sekretarz Ojca Świętego, ks. Stanisław Dziwisz, późniejszy kardynał krakowski, wspominał, że ciągle musiano prać papieskie białe sutanny, ponieważ po jednym takim spacerze pośród pielgrzymów na Placu św. Piotra strój Jana Pawła II był mocno wybrudzony szminkami, łzami (wzruszenia oczywiście), spoconymi dłońmi. Jednakże wierni wcale nie odbierali polskiego papieża jako kogoś, z kim można się spoufalić, jako kogoś tyleż popularnego, co pospolitego. Od samego początku wszyscy czuli jego wielkość, ale była to wielkość płynąca w mniejszym stopniu ze sprawowanej funkcji, a bardziej z wyraźnie emanującego charyzmatu, prawdziwego, a nie tworzonego tylko przez media i marketing, kiedy to słowo „charyzmat” powinno się brać w cudzysłów, a najlepiej wcale go nie stosować wobec celebrytów czy innych tzw. gwiazd życia publicznego.

Jakże wielu czuło owo niezwykłe promieniowanie osoby św. Jana Pawła II! Padano na kolana przed nim wprost na bruku – z potrzeby serca, a także, aby oddać mu głęboki szacunek. Bynajmniej nie dlatego, że wymagała tego jakaś dworska, watykańska etykieta, że tak wypadało się zachować w papieskim otoczeniu. To było spontaniczne, bo on swoją osobowością tak po prostu potrafił na ludzi oddziaływać – po bratersku albo wręcz po ojcowsku, wzbudzając ciepłe albo nawet gorące uczucia połączone z wielkim respektem.

Widać też na wielu zdjęciach, że rodzice przyklękali z radością przed św. Janem Pawłem II razem ze swoimi dziećmi, ucząc je swą własną postawą szacunku wobec „Największego z rodu Polaków”. To określenie pojawiło się już na początku pontyfikatu i było potem stosowane powszechnie przy bardzo wielu okazjach, w tysiącach miejsc, przez ludzi Kościoła, ale też przez polityków oraz publikatory. Także przez tych, którzy po latach mieli go postponować, obdzierać z wielkości i wrzeszczeć, że Polskę trzeba „odjaniepawlić”. No cóż, faryzeuszy i Judaszów nigdy nie brakowało…

Klękali przed nim także artyści, przecież dobrowolnie, co utrwalone zostało choćby na zdjęciach ze spotkania w warszawskim Teatrze Wielkim 8 czerwca 1991 r. z przedstawicielami środowisk twórczych i naukowych, podczas którego przedstawiono fragment III aktu opery Stanisława Moniuszki „Halka” (w reż. Kazimierza Kutza, jednego z późniejszych antyprawicowych polityków i agitatorów!). Gdy Jan Paweł II wszedł po spektaklu na scenę, zespół śpiewaków i tancerzy otoczył go kołem, a ci stojący najbliżej przyklękli. Niektórzy w uniesieniu chwycili jego dłonie, przytulając do nich swe policzki. Niezapomnianym pozostanie, że kiedy schorowany i unieruchomiony siedział już na wózku inwalidzkim, wszyscy mający przywilej zbliżyć się wtedy do niego przyklękaliśmy.

Z wyjątkiem św. Jana Pawła II żadnego kościelnego hierarchy nie pocałowałam w pierścień. Ale to był przecież Papież z rodu Polaków – szlachetny człowiek od najmłodszych lat podążający wiernie za Chrystusem, całe życie wiernie głoszący Jego naukę i aż do ostatniego tchu wiernie stojący na straży tej wiary depozytu. A używając jeszcze więcej patosu – to był przecież i jest nadal nasz największy skarb narodowy. Ten patos i ta górnolotność wydają mi się tu jak najbardziej usprawiedliwione, szczególnie zważywszy na ocean brudów, oszczerstw i inwektyw, które po śmierci Ojca Świętego zostały na niego wylane przez ludzi, którzy na śmierć i życie prowadzą walkę z Bogiem oraz z Kościołem. Jan Paweł II był bowiem niezłomnym i bezwarunkowym głosicielem, orędownikiem i obrońcą cywilizacji Chrystusowej przeciw coraz bardziej agresywnej i niszczącej świat cywilizacji śmierci, której wyznawcy prowadzą obecnie ludzkość w przepaść, ku zagładzie.

Zamach na Papieża Polaka, dokonany 13 maja 1981 r. na Placu św. Piotra, był frontalnym jego zderzeniem z wyznawcami cywilizacji śmierci spod znaku sierpa i młota. Chcieli go unicestwić w trzecim roku pontyfikatu, angażując do tego zadania bezwzględnego zawodowego mordercę Mehmeta Ali Ağcę. Ale jako ateiści nie liczyli się z faktem, że jedna ręka będzie strzelać, ale całkiem inna pokieruje torem kul…

Przypomina mi się ów majowy krakowski Biały Marsz w geście solidarności z ugodzonym Ojcem Świętym… Spontanicznie skrzyknięte – pocztą pantoflową! – wielotysięczne rzesze zalały ulice Starego Królewskiego Miasta niczym płynąca biała rzeka współczucia i modlitwy w intencji uzdrowienia Papieża Polaka, największego z naszego rodu. A przecież wydarzyło się to w czasach komunistycznej dyktatury bezwzględnie i programowo walczącej z Kościołem, prześladującej katolików, ograniczającej ludziom możliwości wzajemnego komunikowania się, reglamentującej posiadanie telefonów, poddającej społeczeństwo nieustannej inwigilacji. A jednak w tamtych czasach komuna nie miała tak doskonałych narzędzi manipulowania społeczeństwem, jakimi obecnie dysponuje neolewica wszelkiej maści.

Na niezliczonych fotografiach z całego okresu Piotrowej posługi Papieża Polaka widać, z jaką nadzwyczajną cierpliwością, z jaką malującą się na jego twarzy miłością bliźniego spotykał się on z każdym człowiekiem bez względu na to, czy ten ktoś zajmował ważne, eksponowane stanowisko w społecznej hierarchii, był szefem państwa, biednym mieszkańcem afrykańskiej wioski, czy też umierającym pensjonariuszem hospicjum prowadzonego w Indiach przez św. Matkę Teresę z Kalkuty i siostry z założonego przez nią Zgromadzenia Misjonarek Miłości.

Św. Jan Paweł II wszędzie pozostawał sobą – w leprozoriach zbliżał się bez lęku do trędowatych, w nędznej afrykańskiej chacie nie gardził poczęstunkiem, w uniwersyteckich aulach głosił z pamięci mądre, błyskotliwe wykłady, na scenie aktorsko recytował poezje, tak samo umiejętnie prowadził dyskusje akademickie, jak i dialog z dzieckiem czy z prostym człowiekiem. Posiadał tyle przymiotów ducha, umysłu oraz tyle sił fizycznych, że można by nimi bez problemu obdzielić kilku wielkich ludzi. Czyż mogło zatem być błędem nazywanie go największym z naszego rodu? Jeśli tak, to chyba tylko dla zajadłych anty-Polaków oraz agresywnych ateistów.

Z wdzięcznością przyjmował Jan Paweł II przeróżne dary powszechnie wręczane mu z dumą przez rozmaitych ofiarodawców, nieraz przepiękne wyroby rzemiosła lub sztuki. Wszystkie one wędrowały następnie do parafii na całym świecie, przyjmowane z czcią jako prezenty papieskie. Trafiały się też rozmaite papieskie konterfekty wykonane przez domorosłych twórców, niektóre naprawdę brzydkie; za nie też był wdzięczny, bo przecież były darami serca. Nieraz proszono go, by te wizerunki opatrywał własnym autografem, słowami błogosławieństwa. Święty Papież cierpliwie to przyjmował i dziękował, rewanżując się różańcem i prośbą, by odmawiano modlitwę maryjną.

Przypomnijmy sobie wszystkie te wyciągane ku Janowi Pawłowi II ręce, te próby, by go objąć, do niego się przytulić, znaleźć się jak najbliżej, by bo daj tylko poczuć na sobie cień przechodzącego Piotra naszych czasów. Przypomnijmy sobie te transparenty z napisami: „Polska Cię kocha”, „Kraków Cię kocha” wożone do Rzymu, jak też rozpościerane w różnych miejscach naszego kraju podczas papieskich podróży apostolskich do Ojczyzny. Przecież były szczere i prawdziwe. Przecież wyrażały nasze odczucia i uczucia. Komuś jednak bardzo zależało na tym, by te serdeczne relacje z Ojcem Świę- tym popsuć i obrzydzić. Zamienić je w ich przeciwieństwo.

Jakże łatwo za życia św. Jana Pawła II szermowano określeniem „nasz Papież”, „nasz Ojciec Święty”. Powtarzano te słowa, gdy było to w modzie, gdy może podnosiło to nasz własny prestiż i na fali jego światowego sukcesu, jego światowej popularności, jego światowej sławy unosiło i nas. Tym bardziej więc dzisiaj, kiedy jest to wyrazem płynięcia pod prąd, kiedy zachwyt i podziw wobec Papieża Polaka są nawet oznaką cywilnej odwagi i niezłomności – nie unikajmy przypominania, że św. Jan Paweł II naprawdę jest największym z rodu Polaków. Wielu z nas ma jeszcze niezatarte w pamięci te chwile, gdyśmy go słuchali, gdyśmy na niego patrzyli, gdyśmy razem z nim sławili Pana Boga i wznosili modły. Kiedyśmy prosili: „Błogosław, Boże, Papieża, / Pierwszego z rodu Polaków. / Tobie Go dzisiaj powierza / Cała Polska i Kraków”.

Odwołujmy się do tamtych wydarzeń i przeżyć, by również potomni mogli przekonać się o wielkości św. Jana Pawła II.

Z okazji 100. rocznicy urodzin Papieża Polaka, która przypadła w 2020 r., metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski, następca kard. Karola Wojtyły na krakowskiej stolicy biskupiej, nazwał go „największym i najbardziej znakomitym z rodu Polaków”. Tłumaczył, że był to: „Człowiek niezwykle głęboko zanurzony w czas i w historię, a równocześnie przedziwnie dotykający wieczności i wielkich Bożych spraw”, że „przyczynił się do uszlachetniania naszych czasów, do zakorzenienia w nich zasad takich, jak dobro, sprawiedliwość i solidarność”. Z kolei s. Maria Elżbieta Szulikowska ze Zgromadzenia Sług Jezusa napisała piękną pieśń ku czci św. Jana Pawła II, którą czasem można gdzieś usłyszeć; jej nagrania kursują po internecie:

Poniosłeś w sercu na cały świat
swoją Ojczyznę, to, co Ci dała,
Wiarę, kulturę, dziedzictwo całe
wykorzystałeś na Bożą chwałę

Ref. Największy z rodu Polaków,
Największy z rodu Polaków,
Największy z rodu Polaków,
Słowiański Papieżu, nasz Rodaku!

W Tobie Ojczyzna się rozsławiła
i zajaśniała potęga ducha.
Polska wydała wielkiego Syna,
Głosił Chrystusa, a świat Go słuchał.

Jesteśmy dumni, Święty Papieżu,
Żeś tak Ojczyznę podniósł wysoko,
Na krzyżu wsparłeś swój pontyfikat,
Twój TOTUS TUUS – światowy unikat.

Królowa Polski była Ci Matką,
A Ty Jej Synem umiłowanym,
Ona Cię wiodła i wspomagała,
By się szerzyła jej Syna chwała.

Szedł Biały Pielgrzym przez kontynenty,
Głosił Chrystusa, miłość rozdawał.
Orędziem prawdy i życiem świętym,
Serca milionów szczęściem napawał.

Przyjrzyjmy się więc bliżej, dlaczego św. Jan Paweł II już za swego życia zasłużył na miano „największego z rodu Polaków”. Zwykle o wielkości człowieka mówi się dopiero po jego śmierci, ale papież z Wadowic zasłużył na nie już za życia. Po jego śmierci też nie wolno o tym zapominać. Warto poznać bliżej, albo przypomnieć sobie, odświeżyć w pamięci, niektóre choćby aspekty tej nadzwyczajnej wielkości. On jest nam wciąż bardzo potrzebny, wprost niezbędny; Polsce i każdemu z nas z osobna.

––––––––––––

A book of memory, testimony, and pride – The Greatest of the Polish Line

On 22-III-25r., it is worth recalling a phrase uttered soon after Karol Wojtyła ascended the Chair of Peter: the greatest of the Polish line. These words, carried in the hearts of millions, were not just admiration – they were truth. Pope John Paul II became more than a spiritual leader for Poland. He became a symbol of strength, faith, wisdom, and peace.

The book by Jolanta Sosnowska, The Greatest of the Polish Line, published with artistic excellence by Biały Kruk, is more than a biography. It is a tribute, a document, and a stirring remembrance, interwoven with moving photographs by Adam Bujak – an artist who captured the spirit of holiness and dignity like no other.

From childhood to youth shadowed by war, from priestly formation to an unparalleled pontificate – this is a compelling story of a man whose life was service to God and Homeland. The author recounts little-known facts and intimate moments with deep understanding and reverence.

At a time when lies and slanders are being spread against Saint John Paul II – especially in his homeland – this book stands as a defense of truth and national memory.

This is not just a book. It is a legacy, a keepsake, a prayer. Every Polish home should have a copy.

Order it here:
https://bialykruk.pl/ksiegarnia/ksiazki/najwiekszy-z-rodu-polakow