W dobie rosnących napięć między tożsamościową Europą narodów a ideologiczną centralą brukselską, pojawia się coraz wyraźniejszy problem – czy suwerenny kraj ma jeszcze prawo do samodzielnego wyboru swojej drogi? I czy wolno w demokracji krytykować urzędników Unii Europejskiej, ideologie globalistyczne, mechanizmy Zielonego Ładu czy uprzywilejowanie mniejszości kosztem większości?
Po pierwszej turze wyborów prezydenckich w Polsce, obserwatorzy międzynarodowi z OBWE i Rady Europy opublikowali raport, w którym – obok technicznych uwag dotyczących procesu głosowania – znalazły się również oceny światopoglądowe. Krytykowano kandydatów za „przekazy wymierzone w migrantów, społeczność LGBTI oraz grupy etniczne i religijne”, a szczególne zaniepokojenie miały budzić „ksenofobiczne i antyukraińskie akcenty” w debacie publicznej.
To nie jest już bezstronna ocena przejrzystości wyborów. To ideologiczny szantaż. To próba powiedzenia Polakom: możecie wybierać, ale tylko tych, którzy myślą zgodnie z linią brukselską. Ktokolwiek ośmieli się mówić o niekontrolowanej migracji, patologii ideologii gender czy dominacji obcych interesów nad narodowym dobrem – od razu zostaje napiętnowany jako „ksenofob”, „nietolerancyjny” lub wręcz „antydemokratyczny”.
Ale demokracja nie polega na zgodzie. Demokracja to prawo do sprzeciwu. Prawo do głosu konserwatywnego, narodowego, katolickiego – i to nie na marginesie, lecz w centrum debaty publicznej. Gdy zagraniczne instytucje próbują to prawo ograniczać poprzez polityczne raporty, to nie jest to „obrona demokracji”, lecz jej podważanie.
Niepokojące jest także to, że w tych samych raportach nie podaje się żadnych konkretnych przykładów rzekomych „nienawistnych” wypowiedzi. Nie cytuje się nazwisk, kontekstu, treści. Zamiast faktów – ogólne potępienia. Taki styl działania nie przystoi organizacji, która ma rzekomo stać na straży uczciwości wyborów. To jest forma miękkiej cenzury – przez zawstydzanie, wykluczanie i stygmatyzowanie tych, którzy mają odwagę mówić inaczej niż „mainstream”.
Trzeba zatem jasno powiedzieć: Polska jest krajem niepodległym, a Polacy mają pełne prawo wybierać swoich przedstawicieli bez ideologicznej presji z zewnątrz. Nasi obywatele mają prawo głosować na kandydata, który mówi: „nie” Zielonemu Ładowi, „nie” podporządkowaniu Brukseli, „nie” atakowi na tożsamość narodową. Nie dlatego, że są przeciwko komukolwiek – ale dlatego, że chcą bronić swojego domu, swojej wiary, swojej wolności.
Polska nie potrzebuje certyfikatów demokracji wystawianych przez urzędników międzynarodowych. Potrzebuje jednego – szacunku dla swojej suwerenności.
—
Foreign eyes on Polish elections – is dissent still allowed in democracy?
As tensions grow between national identity and Brussels’ ideological uniformity, one must ask: does a sovereign country still have the right to choose its own path? Is it allowed in democracy to criticize EU bureaucrats, globalist ideologies, the Green Deal, or minority privileges imposed at the expense of the majority?
After the first round of presidential elections in Poland, observers from the OSCE and the Council of Europe issued a report. While it included some technical remarks about the election process, it also voiced ideological judgments, criticizing candidates for “messages targeting migrants, the LGBTI community, and ethnic or religious groups,” and expressed concern over “xenophobic and anti-Ukrainian tones” in the campaign.
This is no longer a neutral observation of voting integrity. It is ideological blackmail. It tells Poles: you may vote, but only for candidates we agree with. Anyone who dares to speak out against uncontrolled migration, gender ideology, or foreign influence is labeled a “xenophobe,” “intolerant,” or “undemocratic.”
But democracy is not agreement. It is the right to disagree. The right to a conservative, national, Catholic voice—not on the fringe, but at the heart of political life. When foreign institutions try to limit that right through biased reports, they do not defend democracy. They undermine it.
Moreover, these reports fail to present concrete examples of the allegedly “hateful” statements. No names, no context, no quotes. Just sweeping condemnations. This is not the method of a credible observer. It is a soft form of censorship, enforced through shaming, exclusion, and stigmatization.
Let it be clear: Poland is an independent nation, and Poles have the full right to elect leaders without ideological pressure from abroad. They may vote for a candidate who says “no” to the Green Deal, “no” to Brussels’ dictates, and “no” to attacks on national identity. Not out of hatred, but in defense of home, faith, and freedom.
Poland needs no external validation of its democracy. It needs only one thing – respect for its sovereignty.
Robert Zięba