Oceń ten post

Rozmawiamy z instruktorem modelarstwa Waldemarem Pakułą.

 

TiO i Owo: W październiku w Legionowie odbyła się uroczystość związana z 50-leciem legionowskiej modelarni oraz 50-lecia pracy instruktorskiej modelarza, nauczyciela Waldemara Pakuły, o której wspominaliśmy już na łamach TiO.

Waldemar Pakuła: Tak, pojawił się w tym materiale cytat z mojej piosenki modelarskiej, zgodnie z którym „TYLKO mam modele w głowie”. Sprostuję więc, że w oryginale te słowa brzmią: „Odkąd mieszkam w Legionowie, ZAWSZE mam modele w głowie. I z tą myślą chodzę spać”. Subtelna i delikatna różnica, ale jednak mająca dla mnie duże znaczenie. Miałem w głowie nie tylko modele.

Instruktor Waldemar Pakuła z modelem w czasie zawodów, w dresie z numerem licencji startowej SP-1240

TiO: A jednak modelarstwu poświęcił Pan ponad 50-lat życia, szmat czasu. Zadam więc pytanie – czy gdyby mógł Pan coś w tym okresie zmienić, co by to było?

WP: Może Pana zaskoczę, ale nic bym nie zmienił. To był i jest piękny okres mojego życia.

TiO: Ten okres zdaje się nadal trwa, tylko jakby to ująć zmienił Pan terytorium…

WP: Tak jak mówiłem w trakcie uroczystości z okazji 50-lecia legionowskiej modelarni: kiedy mieszkałem w Legionowie – kleiłem modele i latałem w Legionowie, od kiedy mieszkam w Gminie Wieliszew – kleje modele i latam nimi w Wieliszewie w klubie “Ważka”.

TiO: Jednak nie stał się Pan instruktorem z dnia na dzień. No więc zacznijmy od początku tej historii. Skąd modelarstwo w Pana życiu?

WP: Pierwszy kontakt z modelarstwem, to klejone w warunkach domowych modele i puszczanie ich z kolegami na poligonie czołgowym w Legionowie – obecnie Osiedlu Piaski. To była pierwsza klasa LO. Chcieliśmy tę pasję rozwijać, a w Legionowie nie było wówczas modelarni. Znaleźliśmy ośrodek modelarstwa lotniczego działający w Aeroklubie Warszawskim przy lotnisku Gocław. Trafiliśmy tam na wspaniałych instruktorów, pod okiem których budowaliśmy modele wyczynowe. Zdobywaliśmy odznaki Aeroklubu Polskiego upoważniające do startów w zawodach ogólnopolskich, w tym Mistrzostwach Polski. W Mistrzostwach Aeroklubu Warszawskiego udało mi się zająć miejsce na pudle. W nagrodę pojechałem na swój pierwszy obóz do Polskiej Nowej Wsi pod Opolem. I tu powrócę do tego, że w mojej głowie nie były tylko modele. Marzyłem o lataniu. Model lata przecież na tych samych zasadach fizyki, aerodynamiki, co pełnoprawny szybowiec. W głowie 15-latka, który zaczytywał się historiami Czesława Tańskiego – pioniera szybownictwa i ojca polskiej awiacji – pojawia się pomysł budowy lekkiego szybowca! Niezrealizowany. Za to 1960 r. otwiera się możliwość spełnienia marzeń o lataniu wprost – biorę udział w obozie szybowcowym na lotnisku w Kroczewie i w wieku 16 lat zostaję pilotem szybowcowym.

Zawody w Kroczewie – lata 80-te

Zarówno Gocław a zwłaszcza Kroczewo, odegrały potem istotną rolę w działalności legionowskiej modelarni. To tam w latach 80. i 90. organizowałem obozy dla modelarzy.

TiO: Wróćmy jednak do lat 60. Co było dalej?

WP: Na jednym z kolejnych obozów na Gocławiu – tym razem w ramach Lotniczego Przysposobienia Wojskowego – organizowanym przez Aeroklub Warszawski i wojsko, szukali kandydatów do Szkoły Orląt w Dęblinie. Przebadali nas, zobaczyli że jesteśmy zdrowi, sprawdzali czy się nadajemy. Prowadzącym był pilot w stopniu kapitana latający na odrzutowych MIG-ach. Nadarzyła się okazja do prywatnej rozmowy. Zapytał mnie, czy marzy mi się latanie odrzutowcami. Opowiedział mi o swoich doświadczeniach pilota wojskowego, o przeciążeniach w samolocie odrzutowym, o utracie przytomności w czasie lotu. O tym co z odrzutowca widzi pilot – a przy tych prędkościach widzi tylko białą smugę. W kontrze postawił szybowce, które uznał za bardziej romantyczne. Z szybowca można podziwiać krajobrazy, dosłownie odczuwać powietrze, termikę, czytać je i wykorzystywać jak ptak. Latać.

Ekipa modelarzy z Legionowa w mundurach harcerskich, na Mistrzostwach Polski AZHP w Muszakach – rok 1980 r.

TiO: Udało mu się Pana skutecznie zniechęcić?

WP: Nie (śmiech). Zdecydowały względy osobiste. Górę wzięła odpowiedzialność najstarszego z rodzeństwa. Poszedłem do pierwszej mojej pracy do Szkoły Podstawowej nr 1 w Legionowie. Tam napisałem autorski program pt. „Realizacja programu nauczania Zajęć Praktyczno-Technicznych poprzez modelarstwo lotnicze”. Dostałem zgodę z kuratorium i prowadziłem modelarnię w szkolnej pracowni, którą doposażył Aeroklub Warszawski. Zaczęliśmy pierwsze starty w zawodach modeli latających, jednocześnie sam wciąż latałem szybowcami.

Ale po raz pierwszy instruktorem zostałem jeszcze chwilę wcześniej. Mieszkaliśmy obok Garnizonowego Klubu Oficerskiego w Legionowie. Byłem w klasie maturalnej, kiedy do naszego domu przyszedł kierownik GKO w Legionowie i zapytał mojej mamy czy miałaby coś przeciwko temu, abym prowadził kółko modelarskie w GKO. Widział jak ganiam z tymi modelami, że jeździmy z nimi na Gocław. Przyszedł i zapytał: „Pani Pakułowa, czy zgodzi się Pani aby Waldek prowadził kółko modelarskie w GKO?”. Mama się zgodziła.

TiO: I w tych smutnych, szarych czasach, Panu jednak udało się realizować marzenia!

WP: Ale powiem Panu, że to wcale nie było takie proste. Przecież na tym obozie na Gocławiu z udziałem wojska, potem w szkole jako nauczyciel i w ogóle w tej rzeczywistości, w której przyszło wtedy Polakom żyć, trwał nieustanny targ, taka gra pozorów. Z jednej strony propaganda, wychowanie w duchu socjalizmu, współpraca wojska z ludem. Z drugiej – trzeba było jakoś w tym funkcjonować. Czasem się ugiąć, albo inaczej – udać, że się ugięło. Obie strony zazwyczaj rozumiały o co chodzi. Żeby dostać materiały do budowy samolotów, trzeba było się stawić na pochodzie pierwszomajowym. Żeby dostać mieszkanie, telefon, móc realizować marzenia czy robić karierę, ludzie wstępowali do partii.

Na zakończenie zawodów uczestnicy śpiewają piosenkę modelarską autorstwa Waldemara Pakuły – Modelarskie Lato 1998 r.

TiO: To jak zachować w takiej sytuacji kręgosłup moralny? Jak realizować marzenia w ciężkich czasach?

WP: To się wynosi z domu. Tego się nie wynosi z kołchoźnika, nie z podwórka. Mnie w duchu patriotycznym wychował dziadek, odpowiednio formując, a do tego niełatwa historia rodziny. To się przydało, kiedy uczyłem historii właśnie. Za to rosyjskiego, języka okupanta, nie chciałem najpierw uczyć, ale z czasem i tutaj udało się osiągać wyniki. Nie gorsze od wychowanków tych „po rosyjskich uniwersytetach”. Taki moralny sukces. Deklaracji wstąpienia do PZPR nie podpisałem do końca. Sztuką było odmówić tak, by nie uznano tego za odmowę.

Ale żeby realizować marzenia pomoc była potrzebna, i trzeba było w tej rzeczywistości po prostu spotkać przychylnych ludzi. I ja miałem to szczęście! Mówię o nich jako o „trójce Andrzejów”. I sekretarzu miasta Andrzeju Cybulskim, który rozmawiał ze mną tylko na per towarzyszu, ale potrafił załatwić do modelarni i silniki, i akumulatory, i co było potrzeba. Był Andrzej Trzoch ze Stołecznego Związku Budownictwa i był Andrzej Ludwiczak odpowiadający z legionowskiej SMLW za działalność społeczno-wychowawczą. No a zaczęło od Tadeusza Grzywacza, który się w 1974 r. zaproponował mi utworzenie modelarni lotniczej w Domu Kultury na Targowej. Tak znalazłem życiową misję. Od tego momentu liczymy te 50 lat…

Muszaki – ekipa z Legionowa z modelami

TiO: Pełne sukcesów, w dodatku kontynuowanych!

Powitanie zwycięskiej ekipy modelarzy SML-W z Legionowa, I miejsce zespołowo – Włocławek 1986 r.
Powitanie zwycięskiej ekipy modelarzy SML-W z Legionowa, I miejsce zespołowo – Włocławek 1986 r.

WP: Co prawda już nie w Legionowie, tylko w Wieliszewie, ale nadal te sukcesy są. Jeździmy po całej Polsce na zawody i wygrywamy! Właśnie wracamy z Mistrzostw Polski z tytułem wicemistrza kraju w drużynie i Mistrza Polski indywidualnie (śmiech)!

TiO: Tak jak w piosence „Teraz mieszkam obok w gminie, czas mi z modelami płynie. Modelarnia „Ważka” mała, zna ją prawie Polska cała”. Tym razem dobrze zacytowałem?

WP: Tak, dokładnie tak było w mojej piosence.

TiO: Czego Panu życzyć na kolejne 50-lat?

WP: Marzenia trzeba mieć do końca! Jednym z nich jest zorganizowanie cyklu zawodów o Puchar Mazowsza – wspólnie z instruktorami z klubów Aeroklubu Warszawskiego, w tym Modelarni Legionowo. Chcę oczywiście dalej prowadzić „Ważki” – modelarnię Ośrodka Kultury w Wieliszewie. Do tego potrzeba zdrowia i sił. I przychylnych ludzi. Bo pomysły są!

TiO: Niech więc tak będzie i tego Panu życzę.
Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: QK