Wspomnienia Stanisława Janowskiego o zamordowanym w Katyniu por. Mieczysławie Salamonowiczu, a także o losach rodzin Salamonowiczów i Ojrzyńskich z Nowej Wrony i Szczypiorna. Stanisław Janowski – geograf, nauczyciel akademicki, podróżnik oraz przewodnik wycieczek zagranicznych, dziś mający 93 lata, najstarszy przedstawiciel rodziny Salamonowiczów. Ostatni, który pamięta życie krewnych przed koszmarem, który przeszli: II Wojna Światowa, parcelacja rodzinnego majątku w Nowej Wronie, Katyń i w końcu represje władz PRL-u. ![]() Spotkaliśmy w mieszkaniu p. Stanisława Janowskiego w Warszawie. Na ścianach mieszkania liczne przedmioty i symbole różnych kultur: Afryka, obie Ameryki tudzież Azja. Biblioteka oraz mapa świata zajmująca praktycznie połowę powierzchni ściany salonu.
Redakcja: – Gdybym poprosił Pana o krótkie przedstawienie siebie, to… Stanisław Janowski: – Moja matka z domu Salamonowicz oraz ojciec zaliczali się przed wojną do rodzin urzędniczych. Mama pochodziła z rodziny o korzeniach ziemiańskich. Nasi kuzyni posiadali majątek ziemski, gdzie spędzaliśmy przed wojną wiele czasu w wakacje, a podczas okupacji mieliśmy tam schronienie przed Niemcami. Można więc powiedzieć, że nie byłem typowo miejskim dzieckiem. Wiedziałem jak wyglądają zwierzęta oraz ciężka praca ludzka na roli.
Red.: – Czym się pan zajmował? Jakie są Pana pasje? St.J.: – Od dzieciństwa cechowała mnie bezkresna ciekawość świata, lubiłem naturę, lubiłem badać przyrodę i bardzo mnie pociągał świat i dalekie zakątki globu. Od zawsze chciałem podróżować, żeglować. I można powiedzieć, że w pewnym sensie tak się stało… zostałem geografem i podróżnikiem. Odwiedziłem naprawdę wiele krajów, poznałem wiele kultur. W młodzieńczych latach bywało tak, że potrafiłem z dnia na dzień wsiąść do pociągu i pojechać na drugi kraniec Polski żeby zwiedzać i poznawać. Teraz przypominam sobie, znanego wielu osobom Davida Attenborough`a – słynnego podróżnika BBC, autora programów, który właściwie jest moim rówieśnikiem; dzielą nas zaledwie dwa lata i łączy wiele – pasja poznawcza. Ogromną moją pasją jest również żeglarstwo – teraz niestety nie pozwala mi już wiek na takie wyprawy jednak bez pobytu nad morzem nadal nie mogę żyć i namiętnie co roku odwiedzam plaże Bałtyku. „Historykiem” nigdy nie byłem i powiem szczerze, że nie zajmowałem się tą dziedziną. Nie badałem również od strony archiwalnej dziejów rodziny. Interesowała mnie natomiast historia Ziemi, ewolucji oraz kształtowanie natury. Historię rodzinną natomiast znam z ustnych przekazów moich przodków, moich rodziców i krewnych, z dokumentów i zdjęć które były niegdyś w rodzinie.
Red.: – Spotkaliśmy się dziś żeby porozmawiać o Pańskim krewnym por. Mieczysławie Salamonowiczu. Jednak na wstępie może zechciałby Pan rozpocząć od krótkiej historii rodziny. St.J.: – Tak jak wspomniałem na początku, moja mama była z domu Salamonowicz. I właściwie z tą rodziną w dużej mierze się identyfikuję. Obecnie jestem jej najstarszym członkiem, który pamięta naprawdę już odległe historie. Gniazdem naszym jest okolica powiatu płońskiego oraz nowodworskiego. Przed wojną rodzina mojej matki zaliczana była można powiedzieć do średniozamożnego ziemiaństwa. Moi krewni zawierali związki małżeńskie z przedstawicielami starych szlacheckich mazowieckich rodzin ziemiańskich; koneksje się rozszerzały. W naszym drzewie można znaleźć Kruszewskich (stara rodzina rycerska z okolic Mazowsza), Pokrzywnickich, Kleniewskich (właścicieli folwarku Falbogi), Świerczewskich (właścicieli Woli Kikolskiej) i wiele innych rodów. Nasz rodzinny majątek znajdował się w Nowej Wronie (dziś granica powiatu płońskiego i nowodworskiego). Była to klasyczna mazowiecka siedziba ziemiańska składająca się z folwarku i drewnianego dworu wraz z parkiem. Jak to wówczas bywało, przy dworze były czworaki, gdzie mieszkała służba folwarczna. Urządzano polowania, wieczory gościnne. Doskonale pamiętam wuja Aleksandra Salamonowicza, który był zaciętym myśliwym – także po wojnie, kiedy sytuacja w kraju się uspokoiła. Tak zwana „nowa władza” niemająca pojęcia o zasadach polowania i w ogóle o tej dziedzinie, chętnie uczyła się od przedwojennych myśliwych. Sąsiednie majątki ziemskie tj. Grąbczewo oraz Osiek w parafii Naruszewo należały do naszych krewnych Kruszewskich – tych dworów niestety nie pamiętam. Zostały natomiast dokumenty w Archiwum państwowym w Warszawie, które doskonale opisują wymienione majątki. Pamiętam za to folwark i dom w Szczypiornie, a właściwie to resztówkę majątku, która została zakupiona przez Ojrzyńskich i Salamonowiczów w latach 20-stych na licytacji. Wspominam to miejsce, bo właściwie po wojnie, kiedy większość rodziny została wygnana z dworów, Szczypiorno stało się ostoją dla wielu krewnych. Zamieszkali tam zarówno Ojrzysńscy, jak i Salamonowiczowie. Red.: – Wspomniał Pan o wielu siedzibach rodziny. Czy może Pan scharakteryzować majątek ziemski w Nowej Wronie? Obecnie nie ma w tym miejscu śladu po zabudowaniach dworskich. Nie wspomnę już o parku… St.J.: – Tak, zgadzam się z Panem – nie ma śladu po dworze, folwarku, sadach… niestety. Kilka lat temu odwiedziłem to miejsce z bólem serca, gdzie pozostała jedynie stara folwarczna studnia. Z informacji zaczerpniętych od okolicznej ludności (wiele lat temu) dowiedziałem się, że w latach około 1948 zostało zlecone przez władze komunistyczne kompletne zrównanie z ziemią zabudowań dworskich, a następnie rozdanie materiału budowlanego służbie folwarcznej. Mój krewny, Michał Salamonowicz zbadał dokładnie archiwa Powiatu Płońskiego, jak również APW w Warszawie i wzmianki o takiej decyzji nie znaleźliśmy. Znaleźliśmy natomiast wszelkie dokumenty parcelacyjne, które dokładnie opisują przebieg parcelacji. Trzeba mieć na uwadze, że już pod koniec 1944 roku mojej rodziny już tam nie było. Majątek rozparcelowano a grunty zostały rozdane pomiędzy służbę folwarczną. Takie były realia. Każdy właściciel ziemski został pozbawiony domu, wielu przy tym zamordowano. Majątki naszych kuzynów w Grąbczewie i Osieku również rozparcelowano. Ostał się jedynie folwark w Szczypiornie, który nie został rozparcelowany. Reforma Rolna pozwalała parcelować majątki o powierzchni powyżej 50 ha. Szczypiorno nie zostało zabrane tylko i wyłącznie dlatego, że jego obszar wynosił około 35ha. W tym właśnie miejscu duża część mojej rodziny znalazła „schronienie”. Ale niestety nie na długo… Czemu tak zaznaczam to słowo „schronienie” ponieważ w okresie stalinizmu, w Szczypiornie, które oddalone jest od Nowej Wrony około 15km wszyscy wiedzieli kim są Salamonowiczowie i skąd pochodzą – byli to wówczas tzw. „wrogowie ludu” zwani również „pasożytami społecznymi, arystokracją, burżuazją” albo „reakcyjnym elementem”. Władze komunistyczne oraz czynownicy UB stale nachodzili krewnych mojej matki. Szczypiorno stało się schronieniem jedynie od deszczu i wiatru nie zaś schronieniem w pełnym tego słowa znaczeniu. Ciotka Regina Ojrzyńska (siostra por. Mieczysława Salamonowicza), na którą był zapisany folwark, była więziona i przesłuchiwana w katowni UB na Rakowieckiej. Proszę sobie wyobrazić, że represje właściwie trwały do lat 70-tych kiedy to przedstawiciele władzy ludowej doprowadzili do przejęcia tej resztówki folwarku; zostawiono Ojrzyńskim zaledwie około 4 czy 5 ha. W Szczypiornie bywałem naprawdę bardzo często w latach 50 i 60 tych. Bardzo przyjaźniłem się z moją kuzynką i właściwie rówieśnicą Marysią Ojrzyńską (ona była z 1932 roku) córką ciotki Reginy Ojrzyńskiej z domu Salamonowicz. Spędzaliśmy razem mnóstwo czasu łowiąc ręcznie liny we Wkrze! Proszę sobie wyobrazić, że wtedy były tam takie ryby. Wówczas, tak jak wspomniałem, miały miejsce represje i prześladowania ciotki Reginy jako właścicielki (nie żył już jej mąż wuj J. Ojrzysńki, który zmarł w czasie wojny) przez okoliczne władze ludowe oraz czynowników partii. Nazwisk nie będę tutaj wymieniać ale po przejrzeniu dokumentów z tamtych lat doskonale wiemy, kto z okolicznej ludności przyczyniał się do tych okropności. Marysia w między czasie skończyła liceum w Modlinie oraz studia na Uniwersytecie Warszawskim na Wydziale Biologii. Jednak m in. przez nieprzyjemności wyrządzane przez władze PRL-u była zmuszona wyjechać do Londynu a następnie do RPA gdzie zmarła. Pod koniec lat 80-tych, kiedy zmarł ostatni mój kuzyn Janusz Ojrzyński, przestałem odwiedzać Szczypiorno. Wracając jednak do Nowej Wrony – był to majątek średniozamożnej rodziny ziemiańskiej, charakterystyczny dla tego regionu Polski. Znajdował się tam drewniany dwór z gankiem oraz folwark, który miał zabudowania murowane tj. owczarnię wraz stajnią, jak również zabudowania drewniane, m in. stodoły. Tuż obok dworu był staw wraz z parkiem, znajdowały się również ogrody owocowe i warzywne. Życie tam przebiegało zwyczajnie. Wujostwo Salamonowiczowie (rodzice m in. por. Mieczysława Salamonowicza i Reginy Ojrzyńskiej) starali się z całych sił żeby wykształcić swoje dzieci – główne starania kierowali na dwóch synów, córki zaś kształcono jedynie na pensjach dla panien. Prowadząc folwark poniżej 300 ha nie było ich stać na „życie światowe”. Mimo tego, w tamtych latach, latach przedwojennych kiedy Polska z trudem odkuła się po stratach I Wojny Światowej można powiedzieć, że rodzina mojej matki zaliczała się do tzw. „wyższych sfer”. Cześć krewnych była kształcona w Warszawie, panny na pensjach. To wszystko zostało przerwane przez okrucieństwa II wojny światowej, przez Niemców i zaraz po wojnie przez Rosjan oraz władzę PRL-u.
Red.: – Przeżył Pan wiele, i wiele Pan Pamięta. Zdaję sobie sprawę, że w czasie jednej rozmowy ciężko przedstawić wszystkie historie. Proszę jednak powiedzieć o inicjatywie i upamiętnianiu por. Mieczysława Salamonowicza oraz rodziny w waszej rodzinnej miejscowości. St.J: – Jak wspomniałem, Mieczysław Salamonowicz – kuzyn mojej matki, kształcony był staraniem swoich rodziców w Warszawie. Skończył Gimnazjum Św. Stanisława Kostki mieszące się wówczas przy Krakowskim Przedmieściu, a następnie, po zdaniu egzaminów, rozpoczął naukę w kierunku budownictwa. Został projektantem dróg, po czym udał się do szkoły wojskowej w Zambrowie. Praktycznie do momentu opublikowania przez Rosję dokumentów katyńskich nie mieliśmy nigdy stu procentowej pewności czy Mieczysław tam właśnie został zamordowany. Podejrzewano, że jako oficer WP mógł po prostu zginąć na polu walki albo został wywieziony w głąb Syberii i ślad po nim zaginął. Ciotka Regina Ojrzyńska – jego siostra niewiele o nim wspominała. Jego ojciec, pod koniec życia w latach 50-tych będąc w Szczypiornie, nie pamiętam również żeby cokolwiek mówił – był małomównym zadumanym starcem, a ja młodzieńcem, niewiele rozmawialiśmy. Tak więc pamięć o Mieczysławie wśród mojej rodziny coraz to bardziej umierała … niestety. Do momentu gdy Michał Salamonowicz, mój krewny po długich rozmowach i spędzonym ze mną czasie zaczął się interesować jego sylwetką i w ogóle sprawą naszej rodziny. Zaczęliśmy sobie zadawać pytania. Czy to w porządku, że nie ma śladu po nim, młodym człowieku, żołnierzu, który oddał życie za sprawy Polski? Czy to w porządku, że na ziemi o którą dbała przez setki lat nasza rodzina nie ma wzmianki? Na pewno nie. Tak więc narodził się pomysł wykonania pomnika por. Mieczysława Salamonowicza we Wronie oraz wmurowania jego epitafium w kaplicy kościoła parafialnego w Starej Wronie. Inicjatorem tego wszystkiego jest Michał Salamonowicz – również inżynier konstruktor budownictwa. Po wielu staraniach Michała we współpracy ze Stowarzyszeniem Historycznym Mazowsza Północnego otrzymaliśmy wsparcie Premiera RP i mogliśmy przystąpić do budowy pomnika oraz zorganizowania urny z ziemią miejsca zbrodni – z Charkowa. Budowa pomnika wuja nie jest tylko i wyłącznie upamiętnieniem jego sylwetki. Jest to przede wszystkim symbol pamięci dla młodego pokolenia. Po tylu latach, kiedy już w większości nie żyją osoby, które cokolwiek pamiętają z tamtych odległych lat, pamięć żywa realiów zanika, wiele młodych osób z naszej rodziny już nie pamięta, niestety… Ja natomiast pamiętam okrutne czasy stalinizmu.Teraz, po tylu latach, kiedy jestem już u kresu życia, doczekałem się i jestem bardzo dumny, że postawa wuja Mieczysława, bohaterstwo oraz wkład jego najbliższych, którzy go wychowali na oddanego sprawie Polski oficera zostanie podkreślona w naszej rodzinnej miejscowości. Czy potrzeba więcej? Tak! Potrzeba aby jak największa rzesza młodych osób pamiętała i wspominała. Pamiętała, że zło czyha za rogiem i że zbrodnia, której ofiarą był nasz krewny może się powtórzyć i już się powtarza w wielu zakątkach świata. Niech ten pomnik będzie wspomnieniem i przykładem żeby nie pozwolić na totalitarne rządy, żeby być odważnym i oddanym sprawom naszego kraju. Red.: – Dziękuję Panu za rozmowę. Z wypowiedzi Michała Salamonowicza: „…chciałem żeby pomnik wuja Mieczysława Salamonowicza nie był przeciętny, wyrzeźbiony bez idei artystycznej, podobny do setek pomników pamiątkowych wykonanych z granitu i rzeźbionych komputerowo. Chciałem żeby oddawał ducha młodego oficera, który został bestialsko zastrzelony przez zwyrodnialców – sowietów strzałem w tył głowy. Moim celem było zaangażowanie do pracy ludzi z ideą, pomysłem. Autorem pomnika jest Jan Jaworski – Brach – artysta rzeźbiarz a autorem typografii Maciej Włoczewski – artysta grafik. Pomnik nawiązuje artystycznie do okresu, w którym wychowywał się Mieczysław i jednocześnie ma w sobie pewną świeżość i ponadczasowość. Połączenie klasycznego popiersia z modernistycznym postumentem i solidną płytą daje efekt wzbudzający w pewnym sensie respekt i zadumę. Przed nami jeszcze wiele przygotowań związanych z publikacją dotyczącą sylwetki por. Mieczysława Salamonowicza i wpływie Zbrodni Katyńskiej na naszą rodzinę i społeczeństwo. Jesteśmy również w stałym kontakcie z ks. proboszczem Starej Wrony i organizujemy uroczystą Mszę Świętą we współpracy z Wojskiem Polskim po której zostaną oficjalnie odsłonięte: pomnik oraz epitafium.” Piotr Korycki |