Dziś na ławeczce koniaczek, bo deliberacja poważna. Zastanawiamy się czy obalić rząd Czerepacha. Bo niby dla Wilkowyj dobry, ale dla reszty Polski słaby. A wzięło się to stąd, że znaleźli my balon z Białorusi. Nie z przypadku, tylko z pragnienia. Ceny takie, że Myćko z Wargaczem ciungle chodzą niedopite i zaczęły namawiać Solejuka, by starą bimbrownie w lesie uruchomił. Solejuk teraz poważny pater familias biznesowo-naukowej, więc do bimbrownictwa mu nieśpieszno, ale ciekawość była, jak tam stara bimbrownia się trzyma, więc poszli z Hadziukiem sprawdzić i znaleźli balon, co to go minister obrony szuka i nie może znaleźć
Leżał se nieopodal, to go do ziemianki skitrali i teraz deliberujem przy koniaczku, co nie lada sensację we wsi wywołało, bo to się nigdy nie zdarza, może ze trzy razy, a może nawet i tyle nie. Raz jak mnie się bliźniaki rodziły, a ja siem zastanawiał czy będę dobrym ojcem, raz jak Japycz się Michałowej oświadczył, a my się zastanawiali czy i ile przeżyje i jeszcze jeden raz, co to nie będę mówić o co poszło, ale jest wątpliwość, czy to koniaczek wtedy był, czy whisky.
A sprawa jest taka, że z tą głowicą pod Bydgoszczu kompromitacja straśna, bo minister wiedział, ale nie powiedział, trochu poszukał, a jak nie znalazł, to przestał, licząc że skoro nikt nie wie, że wleciała, to jak nie znajdą, to sprawa przyschnie. Ale nie przyschła, bo ktuś znalazł i wtedy się zaczęła balanga balangita, bo minister na generałów zrzucił, ale od razu się wydało, że kłamał i prezydent kazał mu się od generałów odczepić. Czerepach się nawet ucieszył, bo ministra nie lubi, my zresztą też nie, bo wymoczkowaty taki, ale przecie w Czerepacha grę grać nie będziemy, stąd deliberacja. Jakby tu zrobić, żeby tym razem na Czerepacha było. Bo to byłoby po sprawiedliwości, no i generalnie wart Pac pałaca, bo pacan.
Opcje były takie. Jeden. Podzielić na kawałki i po Polsce porozwozić, żeby wyglądało, że to cała balonowa armada była. Dwa. Zdjęcia do Interneta wrzucić, a balon zakopać. Trzy. Do piwnicy Czerepacha skitrać po nocy, niech się potem tłumaczy, że nie wiedział, co się w jego własnej piwnicy dzieje. Była jeszcze czwarta, ale zbyt niebezpieczna, to nawet wspominać nie będę. Tak czy inaczej wszystkie trzy się nam podobały, więc decyzji nie dawało się prosto podjąć, tak że trzeba było w drugą butelkę zainwestować, choć nas tylko trzech było, bo trzeba wam wiedzieć, że my wyjątkowo deliberacje prowadzili w środę, a nie w czwartek, żeby było bez Japycza. No bo trochu my się bojali, co nam Japycz powie, jak się dowie, że my ten balon z Białorusi mamy już prawie trzy dni.
Japycz w sprawach patryjotycznych bardzo pryncypialny jest, a my podejrzewali że ten balon i obalanie rządu o patryjotyzm Japycza zatrącać może. No bo to jednak wrogi balon. Rząd Czerepacha też coraz bardziej wrogi dla inaczej myślących, ale jednak nasz i wybrany, a balon białoruski. Wprawdzie baćka dyktator, co go w Moskwie otruli, już pewnikiem trup, ale generalnej sytuacji to nie zmienia. Tak więc bojali my się powiedzieć Japyczowi i to samo w sobie odpowiedzią było, ale pokusa była wielka, co by Czerepachowi namieszać i teraz mamy kłopot. Wielki kłopot. Jak balon.
A im dłużej my deliberowali, tym się sytuacja gorsza stawała, bo nagle nas tknęło, że nasza przyjaźń wieloletnia z Japyczem może leżeć na tej samej balonowej szali, co rząd Czerepacha, bo nam może Japycz nie wybaczyć decyzji podjętej bez niego, jaka by nie była, a im dłużej nic nie mówimy, tym bardziej przyjaźń zagrożona, nawet bez żadnej mądrej czy głupiej decyzji. Bo sam fakt, że my balon ukryli przed światem i przed nim, zaważyć może. Jak my to sobie uświadomili, to decyzja nagle łatwa była. Żadnego balonu nikt nie znajdzie, bo my go w lesie zakopali na bagnach. A jeśli znajdą, to nie przez nas, tylko przez Myćkę i Wargacza, co to stale po lesie naszej bimbrowni szukają. Ale wtedy to już wola Boska i nie nasza wina, tylko alkoholizmu, co straszną chorobą jest.i.
Pietrek