Wystarczy kilka chwil przed ekranem telewizora bądź komputera, by spostrzec, że w świecie reklamy zaszła przemiana radykalna, zaiste bezprecedensowa. Na bilbordach, w spotach i materiałach promocyjnych coraz trudniej dostrzec wizerunek białego człowieka. Choć niegdyś to on – Europejczyk o jasnej karnacji – był domyślnym przedstawicielem konsumenta, dziś stał się niemal figurą niepożądaną. Czyżby nowoczesna reklama prowadziła do milczącego wymazania?
Ten proces nie jest przypadkowy. W największych agencjach marketingowych, pod wpływem środowisk lewicowych i polityki tzw. „różnorodności”, powstał nowy dogmat: im bardziej obraz odbiega od realiów społecznych, tym lepiej wpisuje się w agendę „inkluzywności”. Tym samym zamiast wiernego odzwierciedlenia struktury społeczeństw, otrzymujemy świat wyimaginowany, w którym wszelkie role – od kierownika banku po modelkę w reklamie pieluch – pełnią przedstawiciele mniejszości rasowych. Często są to osoby czarnoskóre, Azjaci, muzułmanie, osoby niebinarne. Biali znikają z reklam, a jeśli się pojawiają – to na dalszym planie lub w funkcjach pomocniczych.
Zjawisko to nie dotyczy jedynie krajów zachodnich. W Polsce – choć struktura ludności jest jednolita etnicznie – reklamy międzynarodowych koncernów coraz częściej prezentują modele z Afryki, Azji lub przedstawicieli świata arabskiego. Absurdalność tej tendencji objawia się najdobitniej w kontekstach, które nie mają żadnego związku z wielokulturowością: reklama sera, leków czy pieluszek staje się politycznym manifestem, a nie narzędziem komunikacji z klientem.
Mechanizm ten można określić mianem „reklamowego wykluczenia”. W miejsce naturalnej reprezentacji społeczeństwa wprowadza się przymusowy parytet. Biali – jako większość – zostają usunięci w imię „równości”. Tymczasem prawdziwa równość nie polega na wykluczaniu jednych, by inni mogli zaistnieć. Takie działania wywołują nie tylko estetyczny zgrzyt, lecz i uczucie głębokiego fałszu.
Nie sposób nie odnieść wrażenia, że chodzi tu o coś więcej niż tylko reklamę. To ideologiczna rewolucja w przestrzeni publicznej, w której biała tożsamość ma być zepchnięta na margines. W miejsce wspólnoty narodowej czy kulturowej wprowadza się sztuczny konstrukt społeczeństwa „inkluzywnego”, oderwanego od rzeczywistości, historii i tożsamości.
Reklama miała kiedyś ukazywać człowieka takim, jaki jest – z jego troskami, radościami, potrzebami. Dziś staje się narzędziem przemiany świadomości, maskirowaniem rzeczywistości pod dyktando nowych ideologii. Pytanie tylko: jak długo widz, który nie odnajduje siebie w tym obrazie, będzie jeszcze chciał patrzeć?
Foto: facebook.com
Where have the whites gone? The vanishing of race in modern advertising
A short moment in front of the TV is enough to notice that a radical transformation has taken place in the world of advertising. Billboards, commercials, and promotional materials rarely feature white individuals anymore. Where once the European with fair skin was the default image of the consumer, today he seems almost unwanted. Has modern advertising become a silent eraser?
This process is deliberate. Under pressure from leftist ideologies and „diversity” policies, the world’s largest marketing agencies have embraced a new dogma: the more detached an image is from social reality, the better it fits the inclusivity agenda. Instead of reflecting actual societies, we are presented with a fantasy world in which all roles—from bank managers to diaper models—are filled by racial minorities. Frequently these are black people, Asians, Muslims, or non-binary individuals. Whites vanish, and if they appear at all, they are placed in the background or supporting roles.
This phenomenon is not limited to the West. Even in Poland—where the ethnic composition remains overwhelmingly homogenous—advertisements by multinational corporations increasingly present African, Asian, or Middle Eastern models. The absurdity of this trend becomes especially apparent when multiculturalism is entirely out of place: in ads for cheese, medicine, or baby products, ideology replaces communication.
One might call this „advertising exclusion.” Instead of natural representation, we are given enforced quotas. The white majority is erased in the name of „equality.” Yet true equality does not mean removing some so others can be seen. These actions ring false and generate alienation.
What we are witnessing is more than marketing. It is an ideological revolution in the public sphere, where white identity is being pushed to the margins. The nation, the culture, the community—are all being replaced by an artificial construct of an „inclusive society” detached from its history and reality.
Advertising once depicted people as they were—joys, worries, needs. Now it reshapes consciousness, veiling truth under a new ideological costume. The question is: how long will the viewer, unable to see himself in these images, remain willing to watch?