Oceń ten post
W ubiegłym tygodniu, w internetowym wydaniu Tygodnika Nowodworskiego opublikowaliśmy notkę o zderzeniu samochodu osobowego z samicą łosia. Wypadki tego typu należą do najtragiczniejszych i bardzo często kończą się śmiercią człowieka.  Łosie, które mogą ważyć nawet do 600 kg i osiągać wysokość do 2 metrów w kłębie, przy zderzeniu z samochodem często wpadają na przednią szybę, powodując ciężkie obrażenia głowy, twarzy i szyi pasażerów. Statystycznie, wypadek z udziałem łosia trzynaście razy częściej może zakończyć się śmiercią człowieka, niż, niż wypadek z jeleniem.
W USA, szczególnie w stanach północno-wschodnich takich jak Maine, dochodzi rocznie do około 500 zderzeń z łosiami. Dane z Maine pokazują, że w przeszłości liczba tych zderzeń była znacznie wyższa, osiągając nawet 1200 rocznie w 1998 roku. W ostatnich latach liczba ta zmniejszyła się, między innymi dzięki racjonalnemu zmniejszeniu populacji łosi​. Niemniej, gdy do takiego zdarzenia dojdzie, człowiek ma niewielkie szanse, aby wyjść z tego bez szwanku i to bez względu na prędkość pojazdu biorącego udział w wypadku.
Nasza informacja, oparta na komunikacie Komendy Powiatowej Policji w Nowym Dworze, nie mówiła nic o losie kierowcy czy pasażera. Biuro prasowe KPP skupiło się na tym, że zwierzę padło, ale zdołano ocalić dwa młode, które przyszły na świat w chwilę po zdarzeniu.

Ten nasz artykuł był tekstem najczęściej komentowanym od  czasu zakończenia wyborów samorządowych. Spośród ponad 40 komentarzy skupiono się na bohaterstwie ludzi ratujących życie łoszaków a pewna pani za punkt honoru obrała sobie przekonanie nas do poprawnego określenia samicy łosia. Część już chciała rozpoczynać zbiórkę na  specjalne mleko dla cielaków, gdy nagle pojawiła się myśl osądzenia kierowcy. Pani Małgorzata napisała: „No jechał Lexusem to napewno nie 50 .tylko ile fabryka…bohater .teraz powinien płacić .na utrzymanie tych maluchów .ale on napewno będzie płakał nad swoim cackiem i jeszcze wyciągnie niezłe odszkodowanie.” (pisownia oryginalna). Z kolei pani Monika: „Musza jeszcze szybciej jeździć zapierdzielac nie po 80 km /h tylko 160km/ h .Debile .A policjantom wielkie dzieki za uratowanie maluchów .” Natomiast p. Danuta zatroszczyła sie o wspomnienia nowonarodzonych: „Biedaki nie benda pamiętać mamy bardzo przykre kochane maluszki niech się chowają zdrowo z pomocą ludzi kochających zwierzęta” (pisownia oryginalna). Wpis popełniła też Agnieszka, która sugeruje, że była świadkiem wypadku: „Bo oczywiście tumany na tej trasie muszą buta cisnąć ile się da, pomimo, że wszędzie znaki ostrzegające przed zwierzętami i teren zalesiony. Kompletny brak wyobraźni.„.
Wśród tych wpisów z trudem dało się odnaleźć dwa, tylko dwa, w których panowie pytają „co z kierowcą?” Tak, tylko dwóch mężczyzn zainteresował los człowieka, czyjegoś ojca, syna czy brata… Dużo więcej było zatroskanych o to, że „biedactwa” nie będą pamiętały swojej mamy, choć może jakiś człowiek będzie musiał jedynie pamiętać kogoś, kto tam zginał.

Do zdziecinnienia części społeczeństwa można było się przyzwyczaić. Mnie niepokoi coś innego. Chociaż sam zawsze mam przy sobie domowe futrzaki, to coraz częściej łapię się na tym, że widząc fejsbukowy profil upstrzony koteczkami i pieskami, podejrzewam, że mam do czynienia z osobą nienawidzącą ludzi. A czy powinno mnie dziwić, że kobieta, która cieszy się, że uratowano dwa zwierzęce życia, na swoim profilu szczyci się czerwonym piorunkiem, symbolem mordowania ludzkich dzieci?