KILKA UWAG O „CYFROWYCH ABORYGENACH”
GŁUPOTA
Takim słowem ktoś skomentował zdjęcie wytatuowanej na 95% skóry naszego rodaka, który na to dziwactwo wydał ponad 200.000 zl.
Ja bym powiedział raczej choroba…i to zakaźna.
Nosicielami tej choroby są niestety celebryci. Biorą tym samym na siebie wielką odpowiedzialność za całe pokolenie…złamanych młodych ludzi.
Tatuaż to rzecz popularna wręcz kultowa i religijna wśród aborygenów, zwłaszcza tych co nie znają Jezusa.
Dla „wojowników z Pacyfiku” tatuaż to pomoc w zastraszaniu przeciwnika, dla kobiet jedna z metod by wabić partnerów.
W Japonii czy w Rosji odwieczny znak przynależności do środowiska mafii „jakuzi” czy twz. „błatnych”.
W pewnych środowiskach tendencja do samookaleczenia jest językiem rozpaczy i niemą prośbą o zwrócenie uwagi na osobę która ma jakiś kompleks czy rany duchowe.
Widziałem parę lat temu w kościele na Saskiej Kępie młodego człowieka z pooraną tatuażami łysiną i twarzą.
Siedział skupiony na ostatniej ławce i chyba płakał.
Przykro mi że moi rodacy tak wiele pieniędzy tracą w jednym tylko celu: „żeby ku sobie przyciągnąć uwagę”.
Można tego dokonać z lepszym skutkiem bez tracenia pieniędzy na „swoje ciało” a zwłaszcza na skórę.
Dzieląc się tym co masz możesz zaszokować więcej osób.
Są nawet takie programy na you tube.
Byłem zaszokowany widokiem bogatego młodego Amerykanina który chodził po ulicach indyjskich miast, wyszukiwał żebraków i przed kamerą z uśmiechem na twarzy budził ich, ścielił kocyk, strzygł ich za ich zgodą, mył głowę szamponem a potem wspólnie z nim jadł na kocyku albo szedł do „drogiej knajpy” by zobaczyć na ustach nieszczęśnika uśmiech. Za 200.000 złotych możnaby dwustu nieboraków uszczęśliwić zamiast kaleczyć swoją skórę i szokować rodziców oraz krewnych.
Nawiasem mówiąc tak spędzał czas wolny i swoje kieszonkowe inny filantrop z miasta Turynu Pier Giorgio Frasatti.
Syn właściciela komunistycznej gazety LA STAMOA w tajemnicy przed ojcem woził studentów z rocznika w góry by tam z nimi odmawiać różaniec. Po modlitwie wspólnie rozwozili po mieście chleb i inne produkty dla bezdomnych. Tak pracując zaraził się Heine Medyna i nawet najlepszy szpital w Paryżu nie był w stanie mu pomóc. Tym nie mniej wprawił świat w podziw i do dzisiaj wprawia. 7 września w Rzymie będzie jego kanonizacja.
Celebrytka „z całej gęby”. Tym niemniej jakiś taki bliższy mojemu „polskiemu sercu”.
„Polskie serce” z reguły to serce katolickie.
Epidemia tatuaży raczej nas w polskości nie utwierdza. Papugowanie cudzych cywilizacji wiedzie ku zatraceniu swojej identyczności.
Tak, to tendencja młodych ludzi by się wyalienowany i pokazać swój bunt – swoją inność. Nawet konserwatywni Japończycy czy Koreańczycy szokowali mnie 20 lat temu swoimi białymi, fioletowymi czy zielonymi fryzurami.
Skóry sobie raczej nie kaleczyła. To się u nich naprawdę źle kojarzy…
Niestety w Polsce nagonka celebrytów trwa.
Oni chcą żeby młodzi Polacy papugowali ten bogaty i „psychicznie chory” Zachód.
Zachód który odwraca się do Jezusa plecami i upodabnia do Aborygenów…
Abp Galbas użył trafnego określenia „cyfrowi aborygeni”.
Tak powstaje nowa „cywilizacja selfi” od słowa SELFISH czyli EGOISTA.
TO PRAWDZIWE IMIĘ WYTATUOWANYCH BOGACZY BEZ POMYSŁU NA ALTRUISTYCZNE KORZYSTANIE Z OSZCZĘDNOŚCI.
Bardzo często są to oszczędności rodziców a nie własne. Przez 10 lat pracowałem w Papui Nowe Gwinei.
Tam tatuaże to domena ludzi wioskowych do których nie dotarły jeszcze chrześcijańskie modele zachowań. W mieście ludzie unikają tatuaży. Tam też tatuaż kojarzy się niezbyt dobrze.
Europa niestety zwariowała i zaprzecza sama sobie. Czy Polska też musi zwariować?
Pozdrawiam
Ks. Jarosław Wiśniewski FD
Angren – Uzbekistan
ksjaroslaww@gmail.com
ksjaroslawwisniewski1963@wp.pl