Strona główna Powiat Rynek nadziei, korali i kudłatego fałszu

Rynek nadziei, korali i kudłatego fałszu

Oceń ten post

W czwartkowe popołudnie, które w Legionowie zapisze się złotymi zgłoskami w kronikach lokalnego absurdu, kilkudziesięcioosobowy “tłum” wypełnił rynek. Mieszkańcy, czyli jakieś 0,12 proc. mieszkańców, porzucili na chwilę Netflixa, hulajnogi i memy, by zobaczyć na żywo kandydata przyszłości, Rafała Trzaskowskiego. Czy też raczej: jego logo. Bo wbrew zapowiedziom, sam prezydent stolicy nie pojawił się. Bał się Zorro, czy szedł na czele tęczowego pochodu w tym czasie, nie wiadomo.

Na miejskim ryneczku, już na kilkanaście minut przez planowanym spotkaniem gromadzili się ci, którzy mieli nadzieję zobaczyć tego, który wybawi ich od patriotyzmu, faszyzmu, opiłuje z wiary i wreszcie zaprowadzi do Europy. Wszak kolportowane wcześniej plakaty jednoznacznie mówiły im, że ten czwartek to nie będzie zwykły czwartek. To będzie dla całego powiatu Wielki Czwartek, a może nawet Największy w ich życiu. Komitet wyborczy informował bowiem, że Rafał Trzaskowski cały dzień biegać będzie po mieści i okolicznych gminach, a szybkość z jaką ma się przemieszczać wyjaśniała nawet tajemnicę, czemu nie poddał się pewnym testom.  Dominowała młodzież – płeć, jak zwykle dziś, rozmyta niczym granice logiki w wystąpieniach liderów opozycji. Kolczyki tam, gdzie anatomowie jeszcze nie dotarli, fryzury inspirowane katalogiem pomyłek fryzjera z Przystanku Woodstock. Ale przecież to „przyszłość narodu”! Przyszłość, dodajmy, której jedynym postulatem jest więcej lajków i mniej ortografii.

Rafał nie dotarł, ale podopieczni Donalda Tuska nie do końca zawiedli. Gwoździem programu, wespół z konfetti z rozumu, była obecność “profesory” Joanny Senyszyn, która w pierwszej turze, sama marząc o prezydenturze, zyskała jednoprocentowe poparcie. Przybyła, jak zwykle w czerwonych koralach – być może ostatnich autentycznych elementach tej kampanii.

Wśród spazmów zachwytu (objawionych głównie jako selfie robione w trybie portretowym) niejeden błagał o korale, jak niegdyś o relikwie. Daremnie. Może zostały w kieszeni Hołowni?

Atrakcją dla najmłodszych i najstarszych był dwumetrowy niedźwiadek. Maskotka, która – jak się okazało po zdjęciu stroju – wcale nie popiera Trzaskowskiego. On tu tylko za pieniądze. Szczerze. Może nawet jako jedyny. Reszta liczy na stołki, posady, a jak się uda – to chociaż na TikToka z większym zasięgiem.

Propagandowe ulotki i broszury – pełne frazesów, pustych sloganów i uśmiechów z banku zdjęć – zalegały w koszach na śmieci szybciej niż obietnice kampanijne w urzędach pracy.

I tak minął dzień wielkiego zrywu obywatelskiego w Legionowie. Młodzi przyszli, zobaczyli, zrobili sobie zdjęcie i poszli. Do McDonalda.

Piotr Korycki

On a Thursday afternoon that will be recorded in the golden letters of local absurdity chronicles, a “crowd” of several dozen people filled the square in Legionowo. The locals—roughly 0.12 percent of the city’s population—briefly abandoned Netflix, scooters, and memes to see the candidate of the future, Rafał Trzaskowski. Or rather: his logo. Because contrary to prior announcements, the capital’s mayor did not show up. Whether he feared Zorro or was leading a rainbow parade at the time is unknown.

At the city square, already several minutes before the scheduled meeting, gathered those who hoped to see the one who would deliver them from patriotism and fascism, grind away their faith, and finally lead them to Europe. After all, earlier-distributed posters clearly declared that this Thursday would not be an ordinary Thursday. It was to be the Great Thursday for the whole district—perhaps even the Greatest in their lives. The campaign committee had announced that Rafał Trzaskowski would spend the entire day running around town and neighboring municipalities, and the speed at which he was expected to move even explained why he hadn’t submitted to certain tests.

The crowd was dominated by youth—gender, as usual nowadays, blurred like the boundaries of logic in the speeches of opposition leaders. Piercings placed where anatomists have yet to reach, hairstyles inspired by a Woodstock barber’s mistake catalogue. But of course, this is the “future of the nation”! A future, let us add, whose only postulate is more likes and less spelling.

Rafał didn’t make it, but Donald Tusk’s protégés didn’t entirely disappoint. The highlight of the program—alongside confetti made of reason—was the presence of “Professora” Joanna Senyszyn, who in the first round, dreaming of the presidency herself, gained one percent of the vote. She arrived, as usual, in red beads—perhaps the last authentic elements of this campaign.

Among spasms of excitement (mostly in the form of selfies taken in portrait mode), more than one person begged for the beads, like relics once venerated. In vain. Perhaps they were left in Hołownia’s pocket?

The attraction for both the youngest and the oldest was a two-meter-tall teddy bear. A mascot who—as it turned out after removing the costume—did not support Trzaskowski at all. He was only there for the money. Honestly. Perhaps the only honest one. The rest hope for seats, appointments, or at least a TikTok with wider reach.

Propaganda leaflets and brochures—full of clichés, empty slogans, and smiles from stock photos—landed in garbage bins faster than campaign promises vanish in job centers.

And so passed the day of great civic awakening in Legionowo. The youth came, saw, took a selfie, and left. To McDonald’s.

BRAK KOMENTARZY

Exit mobile version