
W artykule opublikowanym przez Onet – należący do niemieckiego koncernu medialnego Ringier Axel Springer – pojawiło się sformułowanie, które w polskim kontekście nie może pozostać niezauważone. Pisząc o rumuńskich wyborach prezydenckich, autorzy stwierdzili: „wiele krajów UE zmagających się z populizmem musi wyciągnąć wnioski z Rumunii… Jeśli Simion, niegdyś pseudokibic, odniesie zwycięstwo, będzie to największy przewrót w Rumunii od 1989 r. Inwestorzy są przerażeni, podobnie jak przedstawiciele NATO i UE, którzy obawiają się, że Rumunia może dołączyć do Węgier jako nieposłuszny członek Unii”.
Samo słowo „nieposłuszny” w tym kontekście stawia pytanie zasadnicze: czy państwo, które zachowuje własny kierunek polityczny, jest przez to winne nieposłuszeństwa? I komu dokładnie miałoby być posłuszne?
Posłuszeństwo jako miara lojalności?
W relacjach międzypaństwowych posłuszeństwo nie jest kategorią demokratyczną. Suwerenne państwo, przystępując do Unii Europejskiej, nie zrzeka się swojej tożsamości ani prawa do prowadzenia własnej polityki – zarówno wewnętrznej, jak i zagranicznej. Oczekiwanie „posłuszeństwa” oznacza tym samym podporządkowanie – a więc relację właściwą nie wspólnocie narodów, ale układowi hegemonicznemu, w którym silniejsi dyktują słabszym, co mają robić.
Nie chodzi przy tym wyłącznie o spór terminologiczny. Jeśli Unia Europejska – zdominowana przez Niemcy i Francję – wymaga od mniejszych krajów podporządkowania się polityce klimatycznej, ideologii gender, obowiązkowej relokacji migrantów lub reformie sądownictwa według jednego szablonu, to trudno mówić o partnerstwie. Trudno też wówczas mówić o suwerenności.
„Posłuszeństwo” jako narzędzie nacisku
Użycie tego słowa ma konsekwencje – i to bardzo konkretne. W ostatnich latach Polska i Węgry były wielokrotnie stawiane pod pręgierzem unijnym z powodu „łamania wartości europejskich”, choć te wartości nie mają jednej, spójnej definicji. Za „nieposłuszeństwo” groziło zawieszenie funduszy europejskich, uruchomienie procedury art. 7 Traktatu o UE, a nawet publiczne napiętnowanie w debacie międzynarodowej.
Podobna strategia może spotkać Rumunię, jeśli rzeczywiście obywatele tego kraju wybiorą kandydata spoza układu polityczno-medialnego. W tym kontekście sformułowanie „nieposłuszny członek Unii” staje się nie tylko językowym nadużyciem, ale narzędziem szantażu – politycznego i ekonomicznego.
Media jako oręż walki o podporządkowanie
Fakt, że sformułowanie to pada na łamach portalu działającego w Polsce, a kontrolowanego przez niemiecki kapitał, powinien dać do myślenia. Onet – choć formalnie redagowany przez Polaków – reprezentuje interesy korporacyjne i polityczne właściciela. Artykuły publikowane w tym medium nie są wyrazem pluralizmu, ale narzędziem kształtowania opinii zgodnie z linią wyznaczoną w Berlinie.
Warto zatem pytać: czy to przypadek, że media, które tak chętnie mówią o „demokracji”, tak łatwo sięgają po język „posłuszeństwa”?
O niepodległości nie tylko w święta
Ostatecznie problem dotyczy nie tylko Rumunii, ale całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Polska, Węgry, Słowacja, Rumunia czy Chorwacja – wszystkie te kraje mają prawo do prowadzenia niezależnej polityki. Jeśli każde odstępstwo od kursu Brukseli ma być nazywane „nieposłuszeństwem”, to znaczy, że suwerenność stała się w Unii pustym słowem.
Nie możemy pozwolić, by język podporządkowania zdominował debatę publiczną. Posłuszeństwo nie jest wartością konstytucyjną, a niezależność – nie jest wykroczeniem.
***
Obedience of member states in the EU? Troubling implications for sovereignty
In an article published by Onet – a portal owned by the German media conglomerate Ringier Axel Springer – a striking phrase appeared, one that cannot go unnoticed in the Polish context. Writing about the upcoming Romanian presidential election, the authors stated: “Many EU countries struggling with populism must draw lessons from Romania… If Simion, once an ultra football supporter, wins, it will be the biggest upheaval in Romania since 1989. Investors are terrified, as are NATO and EU representatives who fear Romania might join Hungary as a disobedient member of the Union.”
The word “disobedient” in this context raises a fundamental question: if a country chooses its own political path, is that inherently an act of disobedience? And if so, to whom?
Obedience as a measure of loyalty?
In international relations, obedience is not a democratic category. A sovereign state, by joining the European Union, does not surrender its identity or its right to shape its own policy – both domestic and foreign. The expectation of “obedience” thus implies subordination – a relationship not of mutual partnership, but of dominance, where the stronger dictate to the weaker.
This is not merely a semantic dispute. If the European Union – dominated by Germany and France – demands that smaller countries conform to policies on climate, gender ideology, mandatory migrant relocation, or judicial reforms based on a single model, then the idea of partnership is lost. So is sovereignty.
“Obedience” as an instrument of pressure
The use of this word carries very real consequences. In recent years, Poland and Hungary have been repeatedly targeted by the EU for “violating European values,” despite the lack of a clear definition of those values. For “disobedience,” these countries have faced threats of suspended EU funds, Article 7 proceedings, and public stigmatization.
Romania may face the same treatment if its citizens choose a candidate outside the established political-media framework. In this context, the phrase “disobedient member of the Union” becomes not only a linguistic abuse but also a tool of political and economic blackmail.
Media as a weapon in the struggle for subordination
The fact that such a phrase appears in a Polish-language portal controlled by German capital should raise concern. Onet – though formally edited by Poles – represents the corporate and political interests of its owners. The articles published there are not an expression of pluralism, but rather a tool to shape public opinion along lines dictated from Berlin.
One must ask: is it a coincidence that the same media outlets that proclaim “democracy” are so quick to use the language of “obedience”?
Independence is not just a holiday slogan
Ultimately, this issue affects not only Romania but the entire region of Central and Eastern Europe. Poland, Hungary, Slovakia, Romania, and Croatia – all these nations have the right to pursue independent policies. If every divergence from Brussels’ direction is branded “disobedience,” then sovereignty has become an empty word in the Union.
We must not allow the language of submission to dominate public debate. Obedience is not a constitutional value, and independence is not an offense.