No dobra, wiadomo, że jakby nie liczyć, Japycz jest zawsze w trójce najmądrzejszych ludzi w Wilkowyjach. To oczywiście zaszczyt z nim konwersować, ale chwilami bardzo wkurzający zaszczyt. Wyrwali my się na chwilę na ławeczkę z podstępów rozmaitych korzystając – ja np. Jolce lokownicę schowałem, żeby musiała przed Sylwestrem u Wezółów tradycyjnie włosy zakręcić na lokówkach, a ja żebym czas na ławeczkę miał, ale żadnej dumy z podstępu nie czułem, jak tylko pierwsze pytanie Japycza padło, bo wiadomo już było, że żadnej zabawy nie będzie jeno filozofia.
Po co nam Nowy Rok? – zapytał podstępnie Japycz i żeby jeszcze od razu odpowiedział. Ale nie, gulga mamrota powoli i ze smakiem, jakby to o smak chodziło, a nie żeby ciutkę sponiewierało. Już myślałem że na mnie padnie, ale Solejuk czegoś szczególnie zadowolniony, nagle wykrzyknął: Ja wiem, ja wiem! Chodzi o to by wyrównać rachunki. Ja to mam szczególne rachunki z Bąbelkiem.
No wiadomo, Bąbelek Myćki, czyli kundlowaty brytan, o charakterze gorszym od Czerepacha, szarpie Solejuka za spodnie przy każdej okazji. A jak się da, to za łydki. Myćko twierdzi, że dlatego, że się Solejuk wysferzył i nie tylko żonie pozwala na habilitację, to jeszcze sam maturę robi, a Bąbelek niezwykłe przywiązanie ma do chłopskiego życia i renegatów nie lubi. Solejuk natomiast rachunki wyrównuje z Bąbelkiem tak, że kupuje największe baterie fajerwerków i pod chałupą Myćki odpala. Chałupa na uboczu, więc innym krzywdy nie czyni, ale Bąbelek jeszcze potem trzy dni w kąciku budy siedzi przerażony.
Nikt tego specjalnie nie pochwala, bo Michałowa jeszcze lata temu wrowadziła zakaz i tak się całe Wilkowyje przyzwyczaiły, że oprócz Solejuka nikt nie odpala. Jego też próbowano wychowywać, ale odpowiedział, że przestanie dopiero jak Myćko przestanie po pijaku żonę bić, zacznie normalnie karmić Bąbelka i nie będzie go okładał batem przy byle okazji. Logika Solejuka na tyle żelazna była, że przyjęto, iż chałupa Myćki leży w Las Vegas, a jak wiadomo, co się wydarza w Las Vegas, zostaje w Las Vegas.
Ale Japyczowi najwyraźniej nie o to chodziło, bo przerwał delektację Mamrota i z dezaprobatą pokiwał głową, że to nie oto chodzi. Hadziuk czuł się w obowiązku coś powiedzieć, więc powiedział: Dawniej było prościej, bo chodziło, by się porządnie uszmotruchać bez zrzędzenia żony, ale odkąd piję tylko w czwartki, w waszym towarzystwie, do konwersacji, to słabo, bo Sylwester rzadko kiedy jest w czwartki. Więc mię się Nowy Rok ze sprzątaniem kojarzy, co go Celinka zawsze po Świętach zarządza i jak dla mnie mogłoby go nie być, albo przynajmniej, żeby sobie był, ale nie tak szybko po Wigilii.
Tera nie było wyjścia, bo się wszyscy do mię zwrócili, ale mnie cuś natchło i odpowiedziałem wojowniczo: Japycz, my przecie wiemy, że ty odpowiedź jakąś naszykowaną masz i tylko się z nami drzaźnisz, to już lepij sam powiedz, bo za chwilę Jolka kręcić włosy przestanie i będę musiał jak głupi iść z nią do Wezółów na tego Sylwestra nie wiedzieć po co. Ku mojemu i koleżeństwa zdziwieniu, Japycz nie protestował, ino siłę mojego argumentu uznał, choć to raczej słaby argument był i taki jakiś rozpaczliwy. Ale skuteczny. Więc Japycz mówi, że świat coraz głupszy, choć jednostki niby mądrzejsze i coraz bardziej chaotyczny i niezrozumiały, choć specjalna nauka jest, co świat ma wyjaśniać i książek się od cholery o tym pisze co roku, ale nic z tego nie wynika, bo ci co książki czytają, nic nie mogą, a ci co mogą – coraz głupsi i na dodatek dumni, że nie czytają. A że sensu coraz mniej i nadziei nijakiej na specjalną poprawę nie ma, więc trzeba było ustanowić jakoś sprytnie święto nadziei, ale tak, żeby się ludność nie zorientowała, bo nic gorszego niż oficjalne święto, które zmusza ludzie, żeby poczuli się lepiej, jak wcale nie chcą. Ale Nowy Rok, to takie święto co to naturalnie z kalendarza wynika i samo przez się mówi, że coś starego się kończy, a coś nowego zaczyna. A nowe – znaczy pełne nadziei i jeszcze nie popsute. Więc Nowy Rok mamy po to, by wbrew faktom i rozumowi uwierzyć, że można jeszcze raz i od nowa i mądrzej i lepiej i szczęśliwiej. I dla tego na Sylwestra ciche przyzwolenie jest, i od żon i od Proboszcza, by się uszmotruchać, bo na trzeźwo to dziś o nadzieję trudno, a bez niej żyć się nie da.
Pietrek