Nie tak dawno temu wystarczyło powiedzieć „Polacy”, by mieć na myśli zarówno kobiety, jak i mężczyzn. W szkole uczono nas, że rzeczowniki w liczbie mnogiej rodzaju męskoosobowego obejmują obie płcie – i to nie była kwestia opinii, lecz zasada gramatyczna języka polskiego. Dziś jednak gramatyka przegrywa z modą na polityczną poprawność, która niczym nowy zabór językowy wprowadza swoje porządki.
W przestrzeni publicznej zapanowała prawdziwa inflacja końcówek. Nauczycielki i nauczyciele, polityczki i politycy, ministrowie i ministry, kierowcy i kierowniczki – oto nowa ortodoksyjna liturgia nowomowy. Ma być równo, inkluzywnie i… bez sensu. Bo jeśli „Polacy” nagle przestają oznaczać wszystkich obywateli Rzeczypospolitej, to może i „obywatele” są już podejrzani? Co z „słuchaczami”, „czytelnikami”, „pracownikami”? Czy wszyscy muszą przejść reedukację językową?
Zadziwiające, jak szybko niedouczeni, lecz bardzo aktywni propagandyści przeszli od niszowych blogów do słowników i wystąpień publicznych. Nagle to nie Rada Języka Polskiego, lecz użytkownicy portali społecznościowych decydują o tym, jak mówić i pisać. A kto próbuje wskazać, że to językowy absurd – zostaje okrzyknięty wstecznikiem, mizoginem lub wręcz groźnym faszystą.
Oczywiście, język się zmienia – ale nie przez łamanie jego zasad na ołtarzu ideologii. Język polski przetrwał zabory, okupacje i cenzurę. Niech nie padnie teraz ofiarą własnych obywateli, którzy zamiast dbać o jego piękno, próbują go upodobnić do kalki z obcych języków i ideologii.
To nie kobiety są winne tej degradacji, tylko ich rzekomi obrońcy, którzy zamiast realnych działań – na przykład walki o godne pensje dla nauczycielek czy pielęgniarek – wybierają wojny na końcówki. A przecież język ma służyć porozumieniu, nie zamieszaniu. Gdy ktoś mówi „Polacy”, wiadomo o kogo chodzi. Gdy zaczyna mówić „Polki i Polacy”, można spodziewać się ideologicznego wykładu.
Niech więc zostaną z nami Polacy – ci prawdziwi, którzy znają swój język, jego historię i sens. Niech nauczyciele nadal uczą, kierowcy prowadzą, a ministrowie… lepiej niech się już nie odzywają. Chociaż, czy tak dane to czasy, gdy tow. Jaruzelski wołał: „Towarzyszki i towarzysze”… spadkobiercy wciąż przy korycie i w mediach.
How do Polki and Polacy relate to grammar and common sense
Not long ago, it was enough to say “Polacy” to mean both women and men. In school, we were taught that masculine personal plural nouns include both genders – and this wasn’t a matter of opinion but a grammatical rule of the Polish language. Today, however, grammar loses to the fashion of political correctness, which, like a new linguistic partition, imposes its own order.
Public discourse is now flooded with suffixes. Teachers and teachresses, politicians and political women, ministers and ministresses, drivers and driving ladies – here comes the new orthodox liturgy of newspeak. It must be equal, inclusive and… nonsensical. Because if “Polacy” no longer means all citizens of the Polish Commonwealth, then maybe “citizens” are also suspicious now? What about “listeners,” “readers,” “employees”? Should everyone undergo linguistic reeducation?
It’s astonishing how quickly the undereducated but very active propagandists moved from niche blogs to dictionaries and public speeches. Suddenly, it is not the Polish Language Council but social media users who decide how we speak and write. And those who point out this linguistic absurdity are branded as backwards, misogynistic, or even dangerous fascists.
Of course, language changes – but not by breaking its rules on the altar of ideology. The Polish language survived partitions, occupations, and censorship. Let it not now fall victim to its own citizens who, instead of caring for its beauty, try to turn it into a calque of foreign languages and ideologies.
It is not women who are to blame for this degradation, but their so-called defenders, who instead of real action – like fighting for decent wages for female teachers or nurses – choose battles over word endings. And yet language is meant to serve communication, not confusion. When someone says “Polacy,” everyone knows who is meant. When they start saying “Polki and Polacy,” one can expect an ideological lecture.
So let “Polacy” remain – the real ones, who know their language, its history, and meaning. Let teachers teach, drivers drive, and ministers… better stay silent.