Z KART HISTORII. Wielkanoc przed wojną

2017-04-14 10:00:05

1.04.1945 r. dla tej części Polski, w której leżał Nowy Dwór był dniem szczególnym. Po raz pierwszy od lat można było świętować Wielkanoc w sposób prawie normalny. Niewiele mamy osób, które utrwaliły swoje wspomnienia o tamtych wydarzeniach. Jednym z nich był p. Wojciech Braun.
Urodził się w 1930 r. w Nowogródku, później rodzina przeniosła się do Słonimia. Nie oznacza to, że Wojciech Braun nie miał nic wspólnego z Nowym Dworem. Jego przodkowie po mieczu i po kądzieli mieszkali w naszym mieście od lat. Rodzina była dość ciekawa, ale jak na naszą specyfikę niezbyt wyjątkowa. Ojciec Wojciecha był katolikiem, matka Żydówką. We wrześniu 1939 r. większość mężczyzn z obu rodzin znalazła się na froncie. Ojciec Wojciecha, po zakończeniu wojny obronnej powrócił do domu, ale po kilku miesiącach został aresztowany przez NKWD i wysłany do łagru. Matka, z obawy przed deportacją zdecydowała się na powrót do rodzinnego Nowego Dworu.

U jej rodziny z oczywistych powodów nie można było szukać schronienia więc trójka uciekinierów zatrzymała się w domu dziadków Braunów, ślusarzy. Wkrótce okazało się, że zagrożona denuncjacją kobieta musiała Nowy Dwór opuścić. Dzieci pozostały. Wojtek pracował najpierw w domu, pomagając przygotowywać tytoń na sprzedaż, a gdy ukończył 13 lat podjął pracę u Hermana Bartla. Na terenie III Rzeszy, w granicach której znajdował się Nowy Dwór istniał przymus pracy od 13 roku życia, osoby które nie mogły przedstawić zaświadczenia o zatrudnieniu były
kierowane na roboty przymusowe w głąb Niemiec. O Wojtka „upomniał” się znajomy, który „koniecznie” potrzebował tego właśnie chłopca do pracy w swoim gospodarstwie. To również było, w tamtych czasach, w Nowym Dworze dość powszechne zjawisko. W tym samym 1943 r. Wojtek otrzymał dobrą wiadomość. Jego ojciec żył, walczył w armii Andersa. W styczniu 1945 dla Nowego Dworu wojna dobiegła końca. Krótko po wyzwoleniu w mieście ruszyły szkoły. Braun, został przyjęty tej na ul. Kościuszki to z tego okresu pochodzi jego poniższe wspomnienie:

„Pierwsza Wielkanoc, wojna jeszcze była, jeszcze Sowieci do Berlina nie doszli, no ale u nas już było oswobodzenie. Idę do kościoła na Mszę Wielkanocną, na Rezurekcję. Kościół pełny jak nigdy przedtem i chyba nigdy potem. Pełno ludzi. Nie na dziedzińcu, tylko kościół w Nowym Dworze jest tak, że jest cmentarz naokoło z trzech stron. Na murawie tego cmentarza pełno. To jest cmentarz, na którym nie chowano już, tylko cmentarz z przed dwustu czy trzystu lat czy coś. [Cmentarz przykościelny w Nowym Dworze nie był miejscem pochówków] Pełno ludzi. Msza taka bardzo ceremonialna bo to Rezurekcja. Przychodzi podniesienie, jakieś tam kazanie, kończy się Msza i zaczynają śpiewać Boże coś Polskę. Śpiewam też. W pewnej chwili widzę zgrzyt. Ludzie nie wiedzą co śpiewać. Ja miałem 15 lat nic więcej. Polityka? Ja miałem 15 lat nic więcej, przeżyłem wojnę nic więcej, byłem na Mszy nic więcej. Śpiewali Boże coś Polskę i jedni śpiewali „pobłogosław Panie”, a drudzy śpiewali dalej „racz nam wrócić Panie”. Ci, którzy już rozumieli, że to nie jest oswobodzenie tylko, że to jest zmiana śpiewali. A ja nie mogłem zrozumieć dlaczego ludzie się tak mylą kiedy jedni śpiewają inaczej, a drudzy inaczej. To był początek Polski Ludowej. Wtedy jeszcze Berlin był nie zajęty, trwała wojna, jedni się modlili „Ojczyznę, wolność pobłogosław Panie”, a drudzy śpiewali „Ojczyznę wolność racz nam zwrócić Panie.”

Być może te święta utkwiły w jego wspomnieniach tak głęboko, gdyż niewiele później opuścił Polskę. Rodzina wiedziała, że ojciec nie zamierza wrócić z zachodu. Po wielomiesięcznych perturbacjach i poszukiwaniach połączona na powrót rodzina osiadła na stałe w 1949 r. w Argentynie. Z Nowym Dworem łączyły ją pozostawieni tu krewni, dom i wspomnienia. Także to o pierwszej powojennej Wielkanocy.

Maria Możdżyńska

Comments

comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *