W obronie diabła
2018-12-17 5:39:04
Na Watykanie jest taki jeden, specyficzny urząd, czy może raczej funkcja, do której powoływany jest prawnik na szczególną okoliczność. Dzieje się tak w przypadkach rozpoczynania procesów beatyfikacyjnych czy kanonizacyjnych. Chodzi o to, że gdy urzędy znoszą dowody świętości i heroiczności cnót kandydata na ołtarze, to trzeba, aby był ktoś, kto zabezpieczy Kościół przed pomyłką. Taki diabelski adwokat szuka „dziury w całym”, stara się wyciągnąć wszelkie haki i pokazać, że zmarły wcale taki idealny nie był. Funkcję tę można porównać do roli prokuratora w procesach sądowych. Kiedyś nazywano go właśnie adwokatem diabła, z łaciny advocatus diaboli. Dziś, od czasów Jana Pawła II, w dobie postępu i wszelakiej nowoczesności nazywany jest Promotorem Wiary.
Dziś, proszę wybaczyć, ale sam wcielę się w rolę takiego adwokata diabła. Nie, nie, spokojnie. Nie będę szukał dziur u żadnego świętego. Wezmę za to w obronę demokrację. Mówią, że każdy święty ma swoje wykręty, ale co tam ich ułomności w porównaniu z taką demokracją. To dopiero jest diabeł niemal wcielony, odpowiedzialny za ogrom zła na święcie! Zapomnijmy jednak o tym na moment i weźmy ją w obronę. Tak przekornie, na chwilę tylko…
Gapiąc się na TVN-y można odnieść wrażenie, że we współczesnej polityce są trzy główne nurty. Najbardziej groźny, złowieszczy, przypominający czasy komór gazowych, to oczywiście faszyzm. (O tych innym razem). Faszystą jest każdy, kogo rządzący światem i mediami chcą oczernić, stygmatyzować. To trochę jak w tym dowcipie, gdzie jeden pan pyta drugiego o to, kim są antysemici. Tamten mu odpowiada, że to wszyscy, których Żydzi nie lubią. Identycznie jest z faszystami. Faszystą jest niemal każdy, kogo postepniacy nie lubią.
Do drugiego wora wrzuca się cały nurt demokratyczny, postępowy, światły, tolerancyjny, prosemicki, jednym słowem nowoczesny. To są te siły, które wiodą nas ku świetlanej przyszłości, dziarsko krocząc drogą wyznaczoną przez takich wielkich myślicieli, jak Piłat, Marks, czy Jean-Claude Juncker do spółki z naszym prezydentem Unii Europejskiej, Donaldem Tuskiem czy Lechem Wałensom.
Na ich drodze staje jednak nowe zagrożenie – POPULIŚCI. Czasami nawet nie wiadomo, kto gorszy, faszyści czy populiści. To przeciwko tym dwóm siłom demokraci palą świeczki, zakładają koszulki z napisem „Konstytucja”, zatrzymują jadących na grób brata i udają martwych na wywołanych przez siebie burdach. Był nawet taki demokrata, co upastował się na czarno i poszedł z faszystami na Marsz Niepodległości. Co wyżej postawieni demokraci muszą prosić o wsparcie jeszcze większych demokratów w Brukseli, aby ci powstrzymywali faszystów i populistów w „tym kraju”. Czegóż się nie robi dla demokracji. Dziś, jak słyszymy, populiści tak się rozbestwili, że doszli do władzy w Polsce, na Węgrzech, we Włoszech a nawet Austria jest zagrożona! Wszak ta walka o demokrację to dla naszego dobra, dla nas, dla ludzi. Skoro jest się demokratą, to naturalnie szanuje się demokratyczne wybory, pracuje się dla ludu. Termin demokracja pochodzi z greckiego „demos” i oznacza „lud”, a więc trzeba za wszelką cenę bronić władzy ludu!
Że co? Że w Polsce, na Węgrzech i we Włoszech to właśnie LUD zagłosował? No, jak widać czasami „lud”, podstawa demokracji też błądzi i my, światli, postępowi i nowocześni musimy mu pokazać, co jest słuszne. Że co? Że „populizm” to też władza ludu? Że łacińskie „vox populi” znaczy właśnie głos ludu a samo „populus” to właśnie „lud”? No bez przesady! Greka na jeden raz wystarczy, jaki tam nowoczesny polityk przejmowałby się łaciną i znaczeniem słów. Kazali mówić, że populiści są źli, to tak trzeba mówić. Kto rządzi słowem, rządzi światem.
Piotr Korycki