POD LUPĄ. Cipka jest moja, drzewo nie
2017-03-30 11:35:01
Jakiś czas temu internetowa wersja organu sił wiadomych, ukazująca się pod dezinformacyjną nazwą Gazety Wyborczej, doniosła o niewyobrażalnych cierpieniach pewnej wiewiórki. Opublikowano wykadrowane, a więc zmanipulowane zdjęcie małego rudzielca leżącego w czymś, co przypominało przeciętą na pół wiewiórczą dziuplę. Nad zdjęciem wielki tytuł: „Ta wiewiórka właśnie staje się symbolem lexSzyszko. Wiewiórka skulona w pniu drzewa.”
To „lexSzyszko” to pogardliwe określenie lemingów na przeforsowany przez ministra Szyszkę przepis zezwalający każdemu na decydowanie o losach drzew rosnących na jego własności. Do wiewiórki zaraz wrócimy, a teraz kilka słów o moim prawie do moich drzew. Na mojej działce rosną dwie dorodne sosny. Słowo daję, obie bardzo mi się podobają i nie mam żadnych złych względem nich zamiarów. Zawsze tam rosły, niech rosną dalej. Inaczej było przez dziesięciolecia, gdy terenem tym zarządzali moi Rodzice.
Nawet budowany dom musiał stanąć w innym miejscu niż chcieli, bo… rosła sosna. Najwyraźniej mieli za mało na włożenie w kopertę, aby postawić na swoim.
Ja na tej działce nigdy żadnego drzewa nie posadziłem, choć zieleń lubię i zapewne mogłoby tam rosnąć wiele dorodnych okazów. Bałem się jednak, że drzewka, gdy dorosną, staną się chronione przez bezmózgiego urzędnika, który w nosie ma moje upodobania czy potrzeby. Tym sposobem zamiast wielu drzew, nie ma tam żadnego. Wolałem nie ryzykować. Tak to ochrona przyrody na podstawie komunistycznego jeszcze prawa, przynosiła efekt odwrotny. Teraz, wiedząc, że „moje drzewo – moje do niego prawo”, można sadzić bez obaw.
Powróćmy do wiewiórki. Opublikowane w tej polskojęzycznej gazecie zdjęcie, wbrew opisowi, nie dotyczyło pnia drzewa, tylko gałęzi, nie miało nic wspólnego z ministrem Szyszką i jego prawem, bowiem zostało zrobione na miesiące przed jego wejściem w życie. Ponadto nowe przepisy dotyczą działek prywatnych, a ścięta gałąź należała do drzewa rosnącego na gruntach miasta Warszawy. Nigdy też nie widziałem wiewiórki w ten sposób pozującej do zdjęcia. Domyślam się, że w celach propagandowych zwierzątko zostało wcześniej utrupione.
Wszystko to nie przeszkadza do dziś tysiącom lemingów krzyczeć o tym, jak złowrogi PiS niszczy przyrodę. Na demonstracje kodomitów przychodzą studenci na emeryturze i starzy esbecy, którzy nie przeżyją za 2 tysiące a przyklaskuje im pani sędzina, która w stolicy nie utrzyma się za 10 tys. Wśród tej zbieraniny dostrzec można dumnie wznoszone na patykach zdjęcia wiewiórki, która własnym dobytkiem przypłaciła zmiany w „państwie PiS”. Kodomici oczywiście nie ograniczają się do tego, aby pomścić ciężki los wiewiórki. Te same twarze, ci sami aktywiści, te same przyjazne, pełne miłości i braterstwa persony widzimy na zgromadzeniach w obronie przyrody, czasu letniego,
zwierząt, kobiet i dzieci…. O cholera, rozpędziłem się. Dzieci to nie dotyczy. Chociaż sfotografowana wiewiórka tak niemal perfekcyjnie przypomina skulone w łonie matki dziecko, to jednak ma ona więcej praw. Jej trzeba strzec, nawet jeśli wcześniej się ją ubiło. Dziecko to tylko płód. Je można zabijać na żądanie. Na iluż to demonstracjach (jedno trafnie nazwane Marszem szmat) widać „kobiety” niosące nabazgrane hasła: „Moja cipka – moja sprawa”. Te same osoby chcą mi powiedzieć, że „moje drzewo – nie moja sprawa”.
Mordowanie nienarodzonych… generalnie i stanowczo jestem przeciw. Generalnie… ale… gdyby tak matki tych osób miały ich poglądy…. Dziś świat byłby piękniejszy, bo psychiatrzy sobie nie radzą.
PIOTR KORYCKI
p.korycki@nowodworski.info