Nowy Dwór – Nowy Dom. Cudzoziemcy w naszym mieście
2019-07-05 4:19:10
Mijamy ich codziennie na ulicach miasta. Odwiedzamy ich lokale, zachwycamy ich wyrobami, nie mając pojęcia kto jest autorem. Obcokrajowcy, którzy osiedlili się w Nowym Dworze pochodzą z różnych zakątków świata. Coraz częściej można spotkać na ulicach ludzi mówiących innym językiem, o egzotycznej urodzie i odmiennej kulturze. Wiele z tych osób jest tu na stałe. Tu prowadzą swoje biznesy, założyli rodziny i tak naprawę niewiele różnią się od rodowitych mieszkańców. To, co ich charakteryzuje to optymistyczne podejście do życia, wytrwałość i uśmiech, którego często brakuje nam, Polakom
Od jakiegoś czasu znajomi mówili – napisz coś o tych ludziach. My kogoś znamy, ty znasz, to mogą być interesujące historie. Ciekawe jak sobie radzą, czym się zajmują, by zarobić na życie, jak postrzegają miasto i nas rodowitych mieszkańców. Uległam i postanowiłam spotkać się z kilkoma osobami, które znałam wcześniej lub postarałam się poznać na potrzeby tego materiału. Poczynając od teraz w kolejnych odcinkach będę publikować historię obcokrajowców, moje wrażenia ze spotkania z nimi i mam nadzieję, że będzie to lekka i przyjemna lektura na letni czas, a jednocześnie jasny sygnał, że nie trzeba się obawiać tego co nieznane.
Kreatywność to jej drugie imię
Natalia pochodzi z Ukrainy. W Polsce jest od 10 lat, w Nowym Dworze od 2014 roku. To wtedy przeprowadziła się wraz z mężem Piotrem do naszego miasta z Warszawy. Wspólnie prowadzą rodzinny biznes – pracownię kaletniczą. Sama wymyśla, wdraża i wykonuje swoje projekty. Są to damskie torebki, teczki na laptopy, plecaczki, paski i różnego rodzaju wyroby z galanterii skórzanej.
Wchodzę do jej pracowni, gdzie mieszają się zapachy świeżo wygarbowanej skóry, kleju i… kawy. Od progu wita mnie uśmiechnięta, drobna dziewczyna i zaskakuje silnym uściskiem dłoni. Dostaję duży kubek kawy i rozglądam się po niewielkim pomieszczeniu. Od razu zastanawia mnie mnogość maszyn i materiałów, które są dosłownie wszędzie. Mój kobiecy wzrok zatrzymuje się na pięknej skórzanej teczce w kolorze bursztynu, potem kieruje się na małe kolorowe cudeńka ustawione na półce. –Nie patrz na nie to prototypy – nie są jeszcze dopracowane – mówi Natalia. Tak podchodzi do każdego swojego wyrobu. Bierze do ręki jedną ze swoich torebek i zaczyna mnie podpuszczać. – Podoba Ci się? – wie że tak, bo oczy świecą mi się jak latarnie morskie. – A to jest zepsuta torebka. Oglądam z każdej strony, wącham może skóra nieświeża – nie. Okazuje się, że na małym kawałku widać szew lewy, a nie prawy. Co by to nie było i zapewne większość z Was też uznałaby produkt za idealny, dla niej to nie przejdzie. To moja pierwsza lekcja, której udziela mi Natalia. Wszystko co wychodzi z jej pracowni musi być perfekcyjne. Materiały często sprowadza z zagranicy, a maszyny zaczynają powoli nie mieścić się w jej niewielkiej pracowni. Jedną zaprojektowała sama, a pewien rzemieślnik wykonał ją specjalnie na jej zlecenie. To druga lekcja: nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. W swoim zawodzie jest samoukiem, podpatrywała i zatrudniała się w firmach kaletniczych, by zdobyć doświadczenie, bo talent ma samorodny. Pytam czemu nie została w Warszawie, przecież tam większe możliwości, więcej klientów? –Wiesz, jak idę rano do pracowni to urzeka mnie spokój tego miasta, dlatego lubię ten mój poranny spacer i specjalnie nie jeżdżę samochodem. Chcę tworzyć swoje produkty tam, gdzie czuję dobry klimat, a w dobie internetu, klientów mogę zdobywać praktycznie na całym świecie. Warszawa, gdzie mieszkała była dla niej za szybka, za tłoczna i obca. Tu czuje, że ma już swoje miejsce, swoich przyjaciół i nie żałuję, że kilka lat temu podjęli z mężem decyzje o przeprowadzce. Doskonale porusza się w swojej branży, potrafi załatwić potrzebne formalności w polskich urzędach. Poznała też uroki naszej okolicy. – Spływu kajakami po Wkrze nie mogę sobie odmówić, choćby lato było deszczowe i z komarami – dodaje. Po polsku mówi bardzo dobrze, zaledwie da się wyczuć lekki wschodni akcent. -Nie był to dla mnie duży problem nauczyć się języka, właściwie po trzech miesiącach już mówiłam i pisałam, choć zdarzały mi się różne pomyłki. Rozbawia mnie jej opowieść jak chciała kupić sokowirówkę. Z uporem maniaka wyszukiwała w necie hasła “sokowiewiórka” i dziwiła się, że chyba w Polsce ich nie produkują. –Kiedyś znajoma częstowała mnie słodką bułką – pytając czy chcę jagodziankę? Koniecznie chciałam wiedzieć z jakim nadzieniem – może jabłko, może ser czy budyń. Nie przyszło mi do głowy, że jak sama nazwa wskazuje, z jagodami. Śmiejemy się do łez, bo taka jest Natalia: radosna, zaraża swoim optymizmem, roztacza urok, ale niech nikogo nie myli kobieca kokieteryjność. To “człowiek orkiestra”, który doskonale wie czego chce i mocno, konsekwentnie dąży do założonego celu.
Na koniec naszej rozmowy muszę zadać jej to pytanie: tęsknisz za domem? – Mam dużo szczęścia. Ukraina nie jest daleko, często odwiedza mnie brat, czasem mama. Teraz to jest całkiem luksusowo. Wsiadam w Modlinie w samolot i za godzinę jestem… u mamy. Chciała chyba powiedzieć w domu, ale teraz przecież swój dom ma tutaj w Nowym Dworze.
Jeśli chcecie poznać produkty Natalii to zaprasza Was na swój profil na Instagramie: Shelest.bags.
W następnym odcinku cyklu poznam Was z Ram`ym młodym chłopakiem z Nepalskiej wioski, który od ponad roku mieszka w naszym mieście.
Małgorzata Mianowicz
1 komentarz
Witaj Natalia. Miło Cię poznać. Cieszę się że wybrałaś nasze miasto. Dałaś nam swoim przykładem argument za tym żebyśmy byli na tak dla obcokrajowców, żebyśmy jako mieszkańcy widzieli w Was swoich dobrych sąsiadów
😊