HISTORIA. Notatki z powstańczego szpitala

2019-08-02 9:04:52

16. IX

Dzień zaczął się b. wcześnie – o 5.30 rano wybuchy pocisków art. W bliskim sąsiedztwie. Klnąc z powodu wczesnej pory i zimna wstajemy – jak się okazało niezbyt potrzebnie. Obstrzał skończył się, ofiar nie było. Zgłosiła się jakaś cywilna, która twierdziła, że dla takiego głupstwa cywilnego lekarza nie będzie budziła. Dr Wiktor zmonitował ją solidnie. Monika dała znać, że docenta zatrzymano w komisariacie – dr Bogusz poszedł go odbijać okazało się że docent miał awanturę z żołnierzem z powodem nieschylania się pod barykadą. Przed południem normalne ambulatorium. Dr Wiktor objął ambasadę, gdyż dr Bogusz nie miał czasu na to. Obstrzał i bombardowanie spore. 1 siostra z Hożej ranna. Ppoł skopie w rtg. Planowane były wieczorem operacje w rtg . Pod wieczór przyniesiono kilku rannych świeżych. Koło godz. 7 – mej zaczął się gwałtowny ogień z granatników i kuferków. Potem (8 – ma) zaczęły się akcje powietrzne, dużo erkaemów i pelotki i ok pot, bomby lot. i broń pokładowa, wreszcie bliska i daleka artyleria. Trzeba stwierdzić, że duch tak u rannych jak i części (dużej) personelu kobiecego załamał się: ludzie mieli pietra. Okazało się, że nadwyrężony tynk z sufitu u do centa zawalił się, uszkadzając aparaturę rtg przestał funkcjonować. Wieczorem zrobiono wycięcie. i plastykę rany kobiecej twarzy. Zofia zamiast ewipanu dawała wodę dest. i w żaden sposób nie mogła chorej uśpić. 2 – ga kolacja dla personelu operującego i spać ok. 2. 30.

17. IX

Silny ogień rano wywołał że ok. godz 10 przyniesiono 5 – ciu rannych. Naskutek tego porządek dnia diabli wzięli. Załatwi ono co można i jak można – plątały się opatrunki oddziałowe, ambulatoryjne i zabiegi. Koło obiadu zaczęto znosić rannych z innych szpitali. Zrobiono dla nich z trudem miejsce i zaczęto na gwałt tworzyć nowe sale na dole w pokojach po żandarmerii. Tymczasem około 3 – 4 – tej przybyła nowa fala – wielka liczba lekko i ciężko tak, że wszystkie ręce pełne były roboty. Z ambasady przybyła w sukurs Oleńka . Konieczne okazało się składanie rannych i czekających na zabiegi w sąsiednim mieszkaniu. Kolo godz. 5 – tej przyszło 5 – ciu poparzonych z porucz. Na czele – trzeba było wszystko rzucić i zająć się nimi, bo bardzo cierpieli. Wtedy w sukurs przyszedł dr Wojtek z wermutem w jednym ręku i kiełbasą w drugim – po kolei wlewał każdemu łyk wermutu i kawałek kiełbasy. Żartobliwie pytano go czy to nie zatruty wermut. Zresztą był gorzki i niesmaczny. W porze kolacji sytuacja była mniej więcej opanowana. W międzyczasie docent Zawadowski dał znać, że jego zakład przestał być zdolny do użytku, wobec czego przeniesiono do GPO przenośny aparat rtg. Koło godz. 10 – tej wieczorem nastąpiła mała przerwa, w pracy, bo przyniesiono dla zespołu operacyjnego jedzenie od sióstr. Okazało się że Gustaw i Jadwiga są niezdrowi – wymioty, biegunka, bóle brzucha, dreszcze. Analizując to Gustaw wpadł na podejrzenie zatrucia: okazało się, że Wojtek dał nam za truty wermut odesłany do zbadania. Przystąpiono niezwłocznie do ratowania – podano magnesia usta jako wymiotny, węgiel, glukozę z atropiną doż. etc. Śmierć zajrzała wszystkim w oczy, ale poza Gustawem i Jadwigą groźniejszych objawów nie było. Stefan sprawił, że nastrój nie był całkiem grobowy. Dr Bogusz wpadł na pomysł zawezwnia Pogotowia. Następnie dr Stefan i Czesław z wielkim poświęceniem płukali koleją żołądki. Na to wszedł dr X (doc. Grabowski – red.) z pogotowia i objął kierownictwo akcji. Środek jego – magnesium Sulfaricum dawała efekty nadzwyczajne. Niezapomnia na jest ta sceneria: podłoga zalana wodą, volsdeutschka i druga ranna w ciężkim stanie leżąca na drzwiach, wokół stołu wieniec zielonych twarzy, dokoła kręci się dr X szafując szmaragdowym lekiem, a od czasu do czasu ktoś niby gejzer wyrzuca z siebie fontannę płynu. Wreszcie, wymiotując od czasu do czasu i łykając węgiel z pigułkami reformackimi udaliśmy się do łóżek.

Notatki urywają się nagle. I już do końca powstania Jan Walc nie prowadzi żadnych zapisków. Powodem było zatrucie jakiemu uległ personel szpitala. Kilka osób zmarło, a reszta chorego zespołu szpitalnego długo wracała do zdrowia. Autora notatek również nie ominęło zatrucie. Kiedy wrócił do zdrowia powstanie miało się ku końcowi.

Red.

Fotografie pochodzą z rodzinnego archiwum Piotra Nowotnego
JAN WALC – urodzony w 1923 roku w Warszawie. W czasie okupacji student medycyny. Po wojnie, od 1947 roku pracował jako lekarz internista w Szpitalu Dzieciątka Jezus w IV klinice chorób wewnętrznych, następnie w Szpitalu Bielańskim i w lecznictwie otwartym. Zmarł w 1982 roku w Warszawie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *