ZAKROCZYM. Znów taplamy się w śmieciach

2020-04-24 1:01:35

Szaleńcze pomysły ekoterrorystów bardzo szybko zaczęły wydawać swój gorzki owoc. Po kilku latach wyraźnej poprawy swego stanu, dziś lasy, pola i opuszczone działki znów bardzo często przypominają dzikie wysypiska śmieci. Cierpi na tym nie tylko otaczająca nas przyroda, ale także samorządy i postronni, niewinni ludzie

Nie tak wcale odległe to czasy, kiedy dość racjonalne przepisy dotyczące odbioru śmieci z gospodarstw domowych i firm doprowadziły do tego, że pozbywanie się ich w lasach przestało mieć sens. Firma, z którą gmina ma podpisaną umowę, co określony czas objeżdża zabudowania, zabierając wszystko, co mieszkańcy pozostawili przed bramą. Dziś “przed bramą” trzeba wystawić nie dwa różne worki, ale przynajmniej pięć.

Do lasu najłatwiej, cierpią niewinni

Pan Edward żyje na kilkunastu metrach kwadratowych. Dotychczas, jak wszyscy inni, w szafce pod zlewem miał kubełek na odpady. Gdy się zapełnił, jego zawartość trafiała do worka, który szykował do odbioru przez śmieciarkę.

Chcą, abym osobno gromadził plastik, papier, szkło i metal – żali się mężczyzna i zadaje proste pytanie: “Jak ja mam to robić, gdzie poustawiać szereg koszy na te śmieci?”.

Jeszcze większy problem mają ci, którzy właśnie remontują mieszkanie. Gminne Punkty Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych (PSZOK) przyjmują je w ograniczonym zakresie. Co więcej, obecnie w dobie epidemii, są całkowicie zamknięte. Dla wielu osób najprostszym  rozwiązaniem bywa wywiezienie ich pod osłoną nocy na cudzą działkę lub do lasu. Jeśli sprawą zajmie się gmina, właściciel działki musi za własne pieniądze ją uprzątnąć. Jeden z mieszkańców Zakroczymia w przesłanej do nas wiadomości pisał załączając serię bulwersujących zdjęć dzikich wysypisk z terenu gminy Zakroczym (np. parowy w Zakroczymiu, Duchowizna, Henrysin). Nasz czytelnik zarzuca władzom, że sprawa pomimo wielokrotnego zgłaszania do burmistrza czy ZGK jest zmiatana pod dywan, a burmistrz dba jedynie o główne ulice gminy. Problem dzikich wysypisk niestety obejmuje całą gminę i cały czas narasta.

Temat oczywiście podjęliśmy, choć, jak się okazało, jest on bardziej skomplikowany niż mogłoby się wydawać. Maciej Dubiel, dyrektor Komunalnego Zakładu Budżetowego, odpowiedzialny za utrzymanie porządku na terenie gminy wyjaśnia: “Na ternie gminy faktycznie zdarzają się miejsca gdzie ludzie wyrzucają odpady. Na szczęście z racji ilości wyrzucanych odpadów ciężko tu mówić o “dzikich wysypiskach”. Na każde zgłoszenie reagujemy. Zarzut o “zamiatanie pod dywan” może brać się z tego, że osoby zgłaszające uważają, że skoro takie miejsce zostało zgłoszone do Burmistrza czy ZGK to natychmiast wyślemy tam pracowników i uprzątniemy teren. Niestety, to tak nie działa. Posprzątać możemy jedynie w momencie gdy zaśmiecona działka stanowi własność Gminy Zakroczym. Jeżeli okaże się, że zaśmiecony jest teren prywatny nie mamy prawa wejść i go sprzątać. W takiej sytuacji wykonujemy dokumentację fotograficzną, którą wraz z opisem miejsca (adres/numer działki, dokładne miejsce gdzie znajdują się odpady) przekazujemy do pracownika Urzędu Miejskiego zajmującego się ochroną środowiska, który podejmuje dalsze działania.”

Problem, jak się okazuje, jest gminie dobrze znany.

–  Pracownicy ZGK sukcesywnie sprzątają teren całej gminy – zapewnia burmistrz Artur Ciecierski. – Reagujemy na wszelkie zawiadomienia. Niestety, takich miejsc jest coraz więcej. Niektórym osobom wydaje się mylnie, że nic z tym nie robimy. Otóż sprawdzamy status i właściciela działki. Wysyłamy wezwania do uprzątnięcia. Nie ignorujemy problemu. Nie możemy jednak wejść, ot tak, na czyjąś nieruchomość. Tam gdzie możemy sprzątamy. Też bym chciał wyjść z psem na spacer, czy pobiegać i nie oglądać takich miejsc, jak te na zdjęciach. Zapewniam jednak, że robimy co możemy. Jednak pracownicy ZGK jakby mieli tylko sprzątać dzikie wysypiska, to by nic poza tym nie zrobili – zauważa Artur Ciecierski. Część śmieci, jak głosi wieść gminna, pochodzi od działkowiczów, którzy nie mają podpisanej z samorządem umowy na odbiór odpadów. Z zapowiedzi samorządowców wynika, że może się to wkrótce zmienić.Nie zmienia to jednak faktu, że tego typu śmieci szpecą krajobraz, niszczą środowisko i są raczej kiepską wizytówką samorządu.

– Analizujemy problem i sprawdzamy możliwości prawne – zdradza nam jeden z urzędników zakroczymskiego ratusza.

Problem globalny

Z dzikimi wysypiskami śmieci zmagają się nie tylko władze Zakroczymia. Problem dotyka nawet nie tylko całej Polski. Jest on wynikiem drakońskich dyrektyw Unii Europejskiej, z którymi poszczególne państwa radzą sobie bardzo różnie. Czasami przekraczany jest nawet absurd z obowiązkiem segregacji odpadów na pięć różnych kategorii. Najdotkliwiej odczuwalny jest obecnie problem z makulaturą, którą zapchane są magazyny w całej Europie. Dziś na skupie nie sprzedamy papieru. Aby się go pozbyć, musimy dopłacić nawet 20 gr za kilogram. Z koszmarem tym radzą sobie jedynie te państwa, których nie dotknęła “dobra ręka” Unii Europejskiej. Mieszkańcy Ameryki Północnej mają przy swoich domach dwa rodzaje pojemników: czarny na odpady ogólne i blue-box (w USA) lub green-box (w Kanadzie) na wszystko to, co podlega ponownemu przetwarzaniu. Za odbiór tego drugiego nikt nie płaci. Konsumentom nie opłaca się wyrzucać na śmieci puszek po napojach czy plastykowych butelek. Kupując w sklepie piwo puszkowane, każdy dopłaca 10 centów za puszkę. Oczywiście, po uzbieraniu większej ich liczby, zawozi ją do punktu skupu i swoja kaucję odzyskuje w całości. Podobnie jest z każdym innym typem opakowania. Butelkę po napoju można sprzedać za ćwierć dolara. Nawet, jeśli ktoś mało oszczędny pozostawi ją w przydrożnym koszu na śmieci, to szybko znajdą się tacy, co na niej dobrze zarobią. Ten system działa, czego dowodem są czyste ulice, parki i lasy. Oni mają “europejskich wartości”, mają rozsądek.

Piotr Korycki

Zdjęcia nadesłane przez czytelnika.

Comments

comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *