SOR-y zmorą pacjentów i lekarzy
2021-08-10 11:10:39
Wielogodzinne oczekiwanie w poczekalni Szpitalnego Oddziału Ratunkowego ciągle wzbudza wiele emocji wśród pacjentów. Temat wraca jak bumerang. Ostatnio przekonali się o tym poszkodowani w wypadku samochodowym w Czosnowie. Dlaczego zgłaszając się na SOR musimy czekać na pomoc niekiedy nawet całą noc?
Zgłaszając się na Szpitalny Oddział Ratunkowy pacjent oczekuje fachowej i szybkiej pomocy. Nie rzadko jest w stanie, który wymaga pilnej interwencji medycznej. Jest też tak, że stan pacjenta nie zagraża bezpośrednio jego życiu, wtedy czas oczekiwania na wizytę u lekarza znacznie się wydłuża.
Do naszej redakcji zgłosiły się osoby, które w poprzednim tygodniu uległy wypadkowi samochodowemu w okolicach Czosnowa, a potem zaczęła się ich wielogodzinna „przygoda” na SOR-ze Nowodworskiego Centrum Medycznego.
Z relacji pacjenta
W wyniku zdarzenia drogowego jeden mężczyzna i trzy kobiety w różnym stopniu doznali obrażeń na ciele. Na miejscu wypadku były wszystkie służby łącznie z karetką pogotowia. – Lekarz pogotowia wstępnie nas obejrzał i w związku z tym, że nie zgłaszaliśmy poważnych dolegliwości załoga odjechała informując nas, że w przypadku gdyby coś się nasiliło to możemy zgłosić się na SOR. Po powrocie do domu i kiedy wyszliśmy już z szoku, bo wypadek wyglądał naprawdę poważnie, zacząłem czuć ogromny ból barku i całego ciała. Również moje dwie współpasażerki nie czuły się dobrze, dlatego postanowiliśmy pojechać do szpitala. Na miejsce dotarliśmy około godziny 23 w środę. Po wstępnej selekcji kazano nam czekać. Nikt z nas nie sądził, że to oczekiwanie przeciągnie się aż do rana dnia następnego. Dopiero około godz. 9.00 zaczęto udzielać nam jakiejkolwiek pomocy. Jedna z koleżanek w międzyczasie zrezygnowała i po założeniu opatrunku na głowę pojechała do domu. Ja z drugą znajomą, po badaniu RTG i wykonaniu rezonansu, czekaliśmy jeszcze kolejnych kilka godzin na opisy badań, by około godz. 13-tej lekarz stwierdził, że nie wymagamy hospitalizacji i możemy jechać do domu, a dalsze leczenie prowadzić w przychodni. Czy to jest normalne by ofiary wypadku oczekiwały na pomoc ponad 10 godzin? – zadaje pytanie oburzony czytelnik.
Od 2019 roku został zmieniony system pracy na Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych. W chwili obecnej na wszystkich oddziałach obowiązuje tzw. triażowanie pacjentów. Jest to jednolity system segregacji medycznej polegający na wstępnej ocenie stanu pacjenta i przypisaniu go do odpowiedniej grupy pilności, co wiąże się z czasem oczekiwania na wizytę. W załączonej grafice przybliżamy ile czasu może oczekiwać pacjent z odpowiednio przypisanym kolorem. Jak widać ww. pacjent nie zmieścił się w żadnym z obowiązujących przedziałów.
Nie ma chętnych do pracy
Zwróciliśmy się do Nowodworskiego Centrum Medycznego o wyjaśnienie tego konkretnego przypadku oraz o informację, czemu czas oczekiwania na pomoc wydłuża się znacznie, bo wiadomo nam, że wielogodzinne oczekiwanie na konsultację lekarską na SOR-e to nie jest odosobniony przypadek.
– Sytuacja nie tylko nowodworskiego SOR-u jest dramatycznie zła. Lekarze nie chcą podejmować pracy w oddziałach ratunkowych, bo jest to najwęższe gardło możliwości w każdym szpitalu. Uważam, że jest to najbardziej obciążająca praca z punktu widzenia medycyny dla pracowników służby zdrowia. Codziennie mierzymy się z trudnymi wyborami, kto ma być przyjęty w pierwszej kolejności. Postępujemy zgodnie z etyką lekarską i wprowadzonymi zasadami segregacji, a to niestety spycha pacjentów w lepszym stanie na drugi plan. Proszę sobie wyobrazić, że w jednym czasie muszę ratować człowieka z udarem lub pomagać komuś, kto ma złamaną rękę. Wiadomo jakiego dokonam wyboru. W tym czasie karetka może dostarczyć nam pacjenta z wypadku, pożaru lub nieprzytomnego, nie mamy nic zaplanowanego, bo są to zdarzenia losowe. I tak było w tym konkretnym przypadku. W tym czasie mieliśmy na oddziale bardzo trudny przypadek i trzeba było natychmiast pacjenta umieścić na specjalistycznym oddziale w innym szpitalu. To dla lekarza czasem godzina, dwie spędzone przy telefonie, aby udało się znaleźć miejsce dla pacjenta w innej placówce. Każda w zasadzie ma prawo odmówić. Dlatego nie bez uzasadnienia mówię, że praca na SOR-e jest bardzo obciążająca i jednocześnie rzadko spotykamy się ze zrozumieniem ze strony pacjentów. Wiadomo, że ludzie, którzy się do nas zgłaszają zazwyczaj cierpią. Jednak SOR to nie przychodnia i nie można oczekiwać, że będzie ustalona kolejka z numerkami i każdy zostanie przyjęty zgodnie z tym, jak w tej kolejce stanął. Niektóre przypadki są ważniejsze niż inne i pacjenci muszą starać się to zrozumieć. W tym konkretnym nie było zagrożenia życia dla pacjentów z wypadku, dlatego zespół zajął się innymi bardziej potrzebującymi osobami – wyjaśnia naszej redakcji dr. Łukasz Tomasik dyrektor ds. medycznych NCM.
Jak się dowiedzieliśmy, w szpitalnym grafiku SOR-u jest jeszcze miejsce dla drugiego lekarza. Jednak dyrekcji od dłuższego czasu nie udaje się zatrudnić żadnego medyka.
– Niektóre placówki medyczne „dochodzą do ściany” i z braku obsady na SOR-ach zamykają te oddziały. Ostatnio taki przypadek miał miejsce we Wrocławiu – dużym mieście. Dlatego uważam, że potrzebne są zmiany systemowe, idące z góry, by ta zmora każdego szpitala jaką jest SOR zniknęła w obecnej formie, a oddziały zaczęły normalnie funkcjonować. Pozostaje mi tylko przeprosić pacjentów, że stracili tyle czasu i spędzili noc w niewygodnych warunkach. Życzę im szybkiego powrotu do zdrowia – dodał dyrektor Ł. Tomasik.
Tak jak głodny nie zrozumie sytego, bogaty biednego, a zdrowy chorego, tak zapewne długo nam przyjdzie czekać zanim pacjenci zrozumieją, że nie wszystkie ich dolegliwości wymagają natychmiastowej interwencji. Personel medyczny też ma do nadrobienia przede wszystkim braki w komunikacji z pacjentami, by ci byli lepiej poinformowani o swojej sytuacji, kiedy często w bólu oczekują na pomoc.
M. Mianowicz