ROZMOWA TYGODNIKA. Cel osiągnięty z nawiązką
2023-05-29 8:45:39
Szczęśliwy trener wygląda właśnie tak
arch. prywatne
Po sukcesie siatkarek nowodworskiego LOS-u i zdobyciu przez drużynę prowadzoną przez Bartosza Kujawskiego wicemistrzostwa w I Lidze Siatkówki Kobiet, udało się nam porozmawiać z trenerem. Co powiedział o samym turnieju, o emocjach, które towarzyszyły rozgrywkom, o nowodworskich kibicach i transferach w drużynie, przeczytacie w naszej rozmowie
Małgorzata Mianowicz: Jeszcze raz ogromne brawa dla pana i całej drużyny. Rozumiem, że cel, który zakładaliście na ten sezon został osiągnięty, czy mimo wszystko czuje pan niewielki niedosyt, że to nie złoto i awans do Tauron Ligi?
Bartosz Kujawski: Cel osiągnięty ponad stan. Walczyliśmy przede wszystkim o turniej finałowy, by znaleźć się w najlepszej czwórce. To się udało i srebro jest zdecydowanie spełnieniem naszych marzeń w tym sezonie. Pierwsze miejsce no niestety dla nas bez szans, bo drużyna z Mielca to już inna półka. Zespół gotowy całkowicie na Tauron Ligę, zarówno jeśli chodzi o zawodniczki, budżet itd. Jedyną szansę, oceniam ją na 10 % mielibyśmy gdyby mecz finałowy odbył się na naszej hali. Po pierwsze nasze miejsce, nasi kibice, nasz klimat i nie raz udało nam się na miejscu wygrywać z liderami. Jednak Mielec od początku turnieju był liderem i miał prawo zorganizować finał u siebie, a dla nas cóż, maksimum to było zdobycie srebrnego medalu, co zrobiliśmy.
MM: A była w turnieju jeszcze jakaś drużyna, z którą obawialiście się konfrontacji ?
BK: Tak, to zdecydowanie Sosnowiec. Pierwszy mecz i w sumie wszystko szło zgodnie z planem, bo też zakończyli rundę zasadniczą na 2 miejscu. I w piątkowym meczu przed finałem drużyna z Sosnowca zaczęła z nami wygrywać 2:0. To był chyba kulminacyjny poziom stresu w całym turnieju. Jednak udało nam się „wyciągnąć” wynik, a potem to całe ciśnienie już z nas zeszło.
MM: Jest pan trenerem nowodworskich siatkarek od 11 lat. Czy udało się panu znaleźć jakiś uniwersalny złoty środek na mobilizację grupy jednak bardzo różnorodnych kobiet? To chyba nie łatwe zadanie?
BK: Złotego środka na mobilizację chyba nikt nie jest w stanie odnaleźć, czy się nauczyć jakichś sposobów, które działają na wszystkich jednakowo. Ja myślę, że trener jednak musi być bardzo elastyczny. Przez 11 lat wiele zawodniczek przewinęło się przez drużynę. A każda ekipa wymaga indywidualnego podejścia, innych metod treningowych i motywacyjnych. Jeśli uda się tak dobrać zawodniczki, że stanowią drużynę to już więcej niż połowa sukcesu. Ja staram się najpierw poznać, ocenić w jaki sposób możemy razem dobrze zafunkcjonować, a potem korygujemy błędy i rozwiązujemy ewentualne kryzysy.
MM: Drużyna składa się z zawodniczek, które wywodzą się z różnych środowisk, klubów. Ale proszę powiedzieć ile dziewczyn jest wychowankami nowodworskiego LOS-u?
BK: W tegorocznym turnieju grały 4 nasze wychowanki, nowodworzanki. Jednak myślę, że śmiało mogę powiedzieć, że kilka zawodniczek choć nie jest nowodworzankami, to traktujemy je jako wychowanki drużyny. Np. Kasia Kowalczyk, całą swoją seniorską karierę jest u nas, choć zaczynała w Legionovi. Myślę, że na tle całej ligi to jest dobry wynik. Większość drużyn nie może się poszczycić taką liczbą własnych wychowanek w drużynie.
MM: Czyli rozumiem, że najchętniej żadnej zawodniczki nie chciałby pan wypuścić spod swoich skrzydeł? Myślę tu oczywiście o transferach.
BK: To nie jest takie proste. Dziewczyny naprawdę się wybijają, chcą prowadzić swoją karierę sportową w przemyślany sposób. Kolokwialnie mówiąc, mają większą wartość niż to co my możemy im zaproponować. Spływają z rynku dużo lepsze propozycje, mam na myśli sprawy organizacyjno-finansowe, niż nasz klub może zapewnić. I wiem, że po tak dobrym sezonie ciężko nam będzie zachować niezmieniony skład. My również staramy się przyciągnąć do siebie nowe twarze. Jednak biorąc pod uwagę nasze warunki, kiedy bazujemy na jednym z niższych budżetów w lidze nie trafią do nas brylanty, ale już na nieoszlifowane diamenty możemy liczyć. Pozyskujemy zawodniczki, które dobrze rokują i po dwóch, trzech sezonach, kiedy ich umiejętności uda się oszlifować i dziewczyny nabierają wartości sportowych stajemy pod ścianą bo nie możemy konkurować z innymi drużynami, które są w stanie zaproponować lepsze warunki.
MM: Czy to nie trochę przykre?
BK: Patrząc z perspektywy trenera to zaskoczę, ale muszę powiedzieć, że to nie jest przykre a wręcz budujące. Jeśli jestem w stanie w ciągu sezonu podnieść dwu, trzykrotnie wartość sportową zawodniczki to uważam to za sukces. Oczywiście nie tylko mój, ale i drużyny, a przede wszystkim miasta, że mamy klub, który stwarza zawodniczkom takie możliwości.
MM: Nawiązując do miasta i jego mieszkańców. To jak pan postrzega wsparcie naszych kibiców? Czy zainteresowanie siatkówką kobiet na przestrzeni ostatnich lat w Nowym Dworze wzrosło?
BK: Zdecydowanie zainteresowanie siatkówką w mieście wzrosło. Szczególnie to można było zauważyć w ostatnim roku. Zaangażowanie kibiców w tym sezonie przerosło moje oczekiwania. Nasi kibice byli najliczniejszą i najgłośniejszą grupą na meczach wyjazdowych. Tak samo grając u siebie notowaliśmy największą frekwencję na meczach w całej lidze. Zawiązał się Klub Kibica, który prężnie działa i bardzo nam pomaga. To nie ma dwóch zdań, w tym zakresie w ciągu ostatniego roku nastąpił niesamowity progres. Mieliśmy okazję grać mecz z zeszłorocznymi Mistrzyniami Polski – Chemikiem Police i po meczu usłyszałem budujące słowa, że bardzo nam zazdroszczą takiej atmosfery i frekwencji, która jest na naszych trybunach. Czasem nawet podczas meczów w Tauron Lidze nie ma takiego dopingu. Wielkie słowa uznania przekazuję w kierunku naszych kibiców, są dla nas ogromnym wsparciem.
MM: Prócz sportowego sukcesu chcę pogratulować jeszcze jednego, tego rodzinnego. Po raz drugi został pan tatą i to tuż przed finałem Ligi. Jak udało się przejść przez taką kumulację emocji?
BK: Nawet w tej chwili, kiedy już emocje się uspokoiły, to kiedy przywołam wspomnienia mam ciarki na ciele. To był zdecydowanie jeden z najbardziej szalonych i szczęśliwych tygodni w moim życiu. W poniedziałek, moja żona Asia rodzi naszego drugiego synka. W czwartek mamy wyjazd a ja nie wyobrażałem sobie, by nie przywitać żony i synka w domu. Drużyna po raz pierwszy jedzie beze mnie do Mielca i odbywa pierwsze treningi. By zdążyć na same rozgrywki, bladym świtem dostaję się samolotem do Rzeszowa, a potem do Mielca. Na zakończenie tygodnia zdobywamy wicemistrzostwo I Ligi, ten czas na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
MM: Bardzo dziękuję za rozmowę i czas, który zechciał pan poświęcić dla naszych Czytelników.
Małgorzata Mianowicz