POMIECHÓWEK. Sprawiedliwość ślepa (na jedno oko)
2019-04-22 8:35:11
Przed jednym z domów na ulicy Serockiej w Pomiechówku spotkać można zaparkowany, czarny samochód z wielkim transparentem zdesperowanego ojca. “W tym domu (…) wbrew wyrokowi sądu przetrzymują mojej dzieci i nie pozwalają mi ich widywać” – krzyczy czarny napis. Jak się okazuje, nie jest to jedyna tego typu sprawa w naszym powiecie
Pomiechowski przypadek jest doskonale znany miejscowej policji.
– Nasz radiowóz jest tam wzywany systematycznie od stycznia. Niestety, bez wyroku sądu nakazującym odebranie dziecka, nie mamy podstaw prawnych do interwencji. Za każdy incydent sporządzana jest notatka służbowa, która może zostać wykorzystana w sądzie, jeśli ojciec dziecka złoży stosowny pozew – mówi komisarz Szymon Koźniewski, oficer prasowy KPP w Nowym Dworze Maz.
Niestety, nie udało się nam skontaktować z ojcem, jednak z opinią policji zgadza się mec. Marek Lewandowski, który od lat pomaga w podobnych przypadkach.
– Policja jest tu bezradna – mówi. – Sama decyzja sądu, gdzie teoretycznie uregulowane są zasady widzenia się ojca z dzieckiem, jest czystą teorią, jeśli matka zdecyduje się ją ignorować. Mecenas chwali jednak działania pokrzywdzonego.
– Polski, a mam wrażenie, że nie tylko polski wymiar sprawiedliwości jest ślepy, ale tylko na jedno oko. Jeśli sprawcą, szczególnie w sprawach rodzinnych, jest kobieta, prawo okazuje się często bezsilne. Gdy to ojciec “uprowadzi” swoje dziecko lub uniemożliwia widzenia, machina wkracza do akcji z całą brutalnością. W tym przypadku działania ojca wydają się bardzo przemyślane. Pomóc mu może silne nagłośnienie sprawy, presja społeczna i – właśnie – gromadzenie dowodów w postaci notatek policyjnych. Jeśli teraz zdecyduje się na odpowiedni ruch prawny, będzie miał większe szanse – przewiduje adwokat.
Z uwagi na brak kontaktu z właścicielem pojazdu, trudno jest dziś dokładnie analizować wszelkie argumenty za i przeciw każdemu z głównych bohaterów tego sporu o dziecko.
Niestety, nie jest to jedyny, ani nawet największy tego typu spór na terenie powiatu. Pan Erwin Błażewicz z Nowego Dworu Mazowieckiego nie miał okazji spędzić czasu ze swoją córką już od pięciu lat mimo interwencji, jaką podejmował Rzecznik Praw Dziecka. Małżeństwo p. Erwina trwało sześć lat. W tym czasie na świat przyszło troje jego dzieci. Jak sam mówi, świat zawalił się, gdy pewnego dnia zauważył, że w jego domu pewien mężczyzna przebywa więcej i częściej niż on sam.
– Próbowałem rozmawiać z żoną – zapewnia p. Erwin na pytania o to, co zrobił dla ratowania rodziny. – To nic nie dało, ona była zakochana – dodaje.
Wkrótce do sądu trafił pozew o rozwód a małżonkowie uzgodnili i podpisali ugodę dotyczącą wychowywania i opieki nad dziećmi. Zgodnie z dokumentem miały one przebywać na stałe z ojcem, a matka obiecywała opiekować się nimi podczas gdy jej mąż jest w pracy. Gdy ugoda okazała się fikcją, mężczyzna złożył do sądu wniosek o prawne zabezpieczenie miejsca zamieszkania dzieci przy ojcu. Mimo, iż zabezpieczenie takie już przed pięcioma laty zostało wydane, najmłodsza córka nigdy pod ojcowską pieczę nie trafiła. Nastąpiły kolejne, sprzeczne ze sobą sądowe decyzje, a w efekcie samowola kobiety została nagrodzona rozdzieleniem rodzeństwa. Starsze dzieci przypisano ojca, najmłodsze miało zamieszkać z matką w Zakroczymiu. Z takim stanem rzeczy nie zgodził się z kolei p. Erwin, który przytaczał przepisy zabraniające rozdzielania rodzeństwa. – Rzecznik Praw Dziecka dokładnie analizował tę sprawę – mówiła dwa lata temu dla jednej ze stacji telewizyjnych Ewelina Rzeplińska z Biura RPD. – Wykonanych zostało wiele czynności – dodała uzasadniając interwencję Rzecznika w tej sprawie. Początkowo kontakty z dziećmi były w miarę regularne, nawet uzgodniliśmy za pośrednictwem psychologa, opiekę naprzemienną. Ta względna sielanka trwała… trzy tygodnie. W międzyczasie odbyły się badania przez biegłych sądowych, którzy jednoznacznie stwierdzili, że mama indoktrynuje dzieci i powinny one przebywać pod opieką ojca. Diagnoza ta, zaowocowała kolejną, niezrealizowaną nigdy zmianą decyzji sądu. Pomóc nie zdołali ani kuratorzy, ani prokuratura. Stanu tego nie zmienił nawet fakt, iż matka została oskarżona z art. 207 o znęcanie się fizyczne i psychiczne nad dzieckiem. Jak na ironię, następne odwołanie przyniosło tymczasowe zwycięstwo matce. Jak mówił później rzecznik Sądu Rejonowego, na taką decyzję sędziego wpływ miał fakt, że kobieta urodziła kolejne dziecko i przestała okazywać postawę egocentryczną. Sąd jednocześnie uznał, iż przez ten czas, kiedy to matka ograniczała dziecku kontakt z ojcem, ich więź emocjonalna na tyle ustała, że obecnie ich przywracanie musi następować stopniowo i pod kontrolą osób trzecich. W efekcie pozwolono ojcu widywać się z córką, ale pod czujnym okiem kuratora, za którego to on sam musi zapłacić. Obecnie p. Erwin Błażewicz czeka na kolejną odsłonę sądowej batalii.
– Marzę tylko o tym, by moja córka znów miała ojca – zapewnia, chwaląc jednocześnie bezstronność sędziego, który tym razem będzie decydować o losie jego córki.
Co na to mecenas Lewandowski? – Jeśli ktoś ma wątpliwości, co do konieczności reform w polskim sądownictwie, to koniecznie powinien przyjrzeć się takim sprawom – radzi przewrotnie.
Piotr Korycki